Z kitem przez Europę i Maroko
No więc w końcu udało się ruszyć w etap europejski. Po piątkowym objechaniu połowy Polski i załatwianiu ostatnich spraw oraz sobotnich zabawach z elektroniką, w końcu ruszyliśmy. Przez my, rozumiem siebie i Dominikę, która będzie mi towarzyszyć do Marsylii. Jeszcze w piątek, dzięki Teo, udało się wygospodarować trochę miejsca na dachu auta. Taki wyjazd to jedna z tych chwil, gdzie każdy skrawek miejsca robi różnicę. Szczególnie, że nie mogłem przecież zostawić w domu, mojej już słynnej wśród znajomych, shishy.