5 tradycji, z których zrezygnowało Wzgórze Szubienicze
W cichym i spokojnym miasteczku na Warmii, zaledwie 6 km od Sanktuarium Maryjnego w Świętej Lipce, w przeszłości działy się rzeczy straszne. I tu zakończył się rozdział poświęcony złym tradycjom.
Większość z nas lubi obchodzić święta tradycyjnie, traktując ten okres jako jeden z niewielu momentów w roku, w którym można spotkać się z rodziną. Niestety, tradycja nie zawsze wiąże się z dobrymi rzeczami. W przeszłości kojarzyła się również z bezwzględnym karaniem nawet za drobne przewinienia typu kradzież chleba.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, jaki okres najbardziej obfitował w niechlubne „tradycje” surowych wyroków i tortur. Można jednak pokusić się o stwierdzenie, że w czołówce tej nietypowej czarnej listy znajduje się średniowiecze z płonącymi stosami i lasem szubienic, widocznych przy drogach bądź na wzgórzach.
5 mrocznych „tradycji” wieków średnich
Biada temu, kto w średniowieczu został oskarżony o herezję bądź czary. Wystarczyło wskazać palcem na kobietę, która miała pecha być piękniejszą od zazdrosnej sąsiadki, by skazać ją na tortury. Jeśli przeżyła pławienie, czyli próbę wody, pokazywała tym świadkom, że jest wiedźmą, a to równało się wyrokowi śmierci. Jeśli zaś utopiła się w trakcie tortury – cóż, widać była niewinna.
Ale nierzadko nie trzeba było nikogo oskarżać o czary, by doprowadzić do jego zgonu bądź przyznania się do każdej zbrodni przypisanej przez sędziego. Znane niektórym pod postacią niewinnej pieszczoty łaskotanie piórkiem dla wielu było okrutną torturą. Spacer w butach pokutnych (ze szpikulcami na pięcie) był walką ze zmęczeniem i oczekiwaniem, aż ofiara nie będzie już mogła chodzić na palcach. Metalowy hełm nakładany na głowę niepokornych kobiet służył bardziej upokorzeniu niż bólowi, jednak w dłoniach pomysłowego kowala mógł zmienić się w narzędzie okaleczenia.
Nie tyle torturą, ile okrutnym średniowiecznym wyrokiem było spalenie na stosie. Według niektórych źródeł historycznych ostatni stos rozpalono nie w Hiszpanii, ojczyźnie Świętej Inkwizycji, lecz w Polsce.
Ostatni stos Europy
Owo tajemnicze, owiane złowrogą sławą miejsce znajduje się na Warmii, w miejscowości Reszel. Wzgórze Szubieniczne, bo o nim mowa, zawdzięcza swoją nazwę szubienicy, na której w przeszłości wieszano przestępców. Ponura konstrukcja była widoczna z daleka, roztaczając nad wzgórzem mroczną aurę zła i śmierci. Do dziś nie każdy zdobędzie się na odwagę, by odwiedzić to miejsce w nocy.
Tuż za rogatkami miasta zobaczymy krzyż. Ponoć stoi dokładnie w miejscu, w którym w 1811 roku spłonęła ostatnia w Europie wiedźma. W rzeczywistości Barbara Zdunk nie była wcale wiedźmą, a jedynie nieszczęśliwie zakochaną kobietą, która nie mogła pogodzić się z odejściem kochanka. Gdy spłonął mu dom, stała się główną oskarżoną – oburzonemu ludowi nie trzeba było dowodów. Był wściekły, ponieważ od ognia podłożonego pod dom ukochanego kobiety zajęło się kilka reszelskich budynków.
Barbarę oskarżono o czary, a akta jej sprawy trafiły nawet do króla Prus. Jednak wyrok utrzymano w mocy i kobietę spalono na stosie. Ponoć wcześniej kat litościwie pozbawił ją życia, dusząc. Ponad 200 lat później władze Reszla przygotowały inscenizację tego wydarzenia. Wzbudziła duże kontrowersje, w tym protest pełnomocnika rządu ds. równego traktowania, twierdzącego, że przedstawienie umacnia antykobiece stereotypy.
Reszel – ambasador Sanfter Tourismus
Miasto zapomniało o złych tradycjach, a po surowych karach średniowiecza pozostała jedynie kamienna część pręgierza przy kościele farnym p.w. Św. Piotra i Pawła. Złą energię rozpraszają dwa krzyże stojące w pobliżu miejsc kaźni. A Wzgórze Szubieniczne spogląda na miasteczko w milczeniu, wspominając dawne dzieje. Dziś Reszel to spokojna miejscowość, starająca się nie pamiętać o przeszłości wzgórza. Jest pierwszym polskim miastem należącym do sieci Cittàslow. Polubią je amatorzy tzw. łagodnej turystyki (Sanfter Tourismus), zwiedzający świat powoli. Na pewno spodoba się im trakt pielgrzymkowy do Świętej Lipki z barokowymi kapliczkami i szeregiem lip, a także sakralne zabytki i gotyckie mosty. Warto odwiedzić to miejsce podczas urlopu w Mrągowie – od perły Pojezierza Mrągowskiego dzieli je zaledwie 27 km.
Z zawodu pisak, z zamiłowania kociara. Kiedyś zobaczy co jest za Uralem - dobrnie aż do Władywostoku. A póki co, kiedy może, cieszy się słońcem krajów południowej Europy. I też jest fajnie ;)