Paryż inny niż w filmach

Paryż inny niż w filmach – główne zdjęcie

To będzie opowieść o Paryżu innym niż ten znany większości z nas. Nie będzie tu opisów romantycznych kolacji przy stoliku z widokiem na Wieżę Eiffla ani zachwytów Polami Elizejskimi. Ani zdjęć na tle Łuku Triumfalnego. Do Luwru też nie zajrzymy i nie zatrzymamy się przed katedrą Notre Dame, żeby poszukać słynnego garbuska. Za to przyjrzymy się innym, równie ciekawym miejscom.

Paryż zna każdy, nawet jeśli nigdy w nim nie był. Piękne scenerie miasta miłości widzieliśmy w tylu filmach, że wydaje się, iż po przyjeździe będzie można czuć się swobodnie. A jednocześnie przed wycieczką turyści czują wielkie podekscytowanie wizytą w tym wyjątkowym miejscu. Powstała nawet specjalna nazwa – syndrom paryski. Część naukowców uważa, że to bolesne zdumienie, że nie jest tak pięknie jak na ekranie i dotyka ono głównie japońskich turystów, rozczarowanych zastaną rzeczywistością. Chyba lepiej jednak przychylić się do pierwszej opinii – że ów syndrom to fascynacja i radosne napięcie przed przyjazdem, mogące objawiać się nawet przyspieszeniem pracy serca.

Zatem chodźmy. Wędrując ulicą Lepic, możemy wpaść na kawę do Café des Deux Moulins. To kawiarnia znana wszystkim fanom filmu „Amelia”. Zapewne zwrócimy też uwagę na charakterystyczne czerwone drzwi, których jest tam dość sporo. Nie bez powodu mają taki kolor (domyślni mogą skojarzyć symboliczną czerwień z filmem „Moulin Rouge”) – za takimi drzwiami mieszczą się domy publiczne.

A skoro Moulin Rouge, to dzielnica Montmartre z mnóstwem wąskich uliczek. W Krakowie jej odpowiednikiem byłby pewnie Kazimierz – tak samo jak na nim, na wzgórzu Montmartre panuje specyficzny klimat. Kiedyś było to ulubione miejsce cyganerii artystycznej, a dziś rejon jest zalewany przez turystów i nieco zatraca pierwotną atmosferę. Do atrakcji turystycznych należy najsłynniejszy paryski pchli targ i targowisko księgarzy. Na Place Marcel Aymé można przyjrzeć się pechowemu bohaterowi opowiadania francuskiego pisarza. Ów bohater potrafił przenikać przez ściany, ale pewnego dnia utknął w jednej i tkwi tak do tej pory.

Na Place du Tertre można zamówić sobie portret namalowany przez jednego z miejscowych twórców. Oczywiście, płatnie – za darmo nie można nawet zrobić zdjęcia pracom artystów, ponieważ nie pozwalają na to. Warto także poznać muzeum jednego z najbardziej oryginalnych twórców, Salvadora Dali – l’Espace Dali. A jeśli ktoś planuje wycieczkę na początku października, uda mu się wziąć udział w Winnych Dożynkach Montmartre. Będzie mógł wraz z innymi świętować zakończenie zbiorów i otwarcie sezonu winnego uroczystym kieliszkiem. A później koncerty i wielka impreza.

Kiedy zejdziemy już z Montmartre, można zawitać do 19 dzielnicy. Dojedziemy tam metrem (stacja Buttes Chaumont lub Botzaris), a na miejscu znajdziemy ulubiony park paryżan, czyli Park des Buttes Chaumont. To idealne miejsce na piknik z kocem i koszykiem pełnym jedzenia – nikt tu nie przegoni nas z trawy. Warto wiedzieć, kiedy można tam wejść: w sezonie (1.V-20.IX) otwarty jest od 7 do 22, a zimą od 7 do 21. Otaczają go liczne kawiarnie, a w samym parku jest mnóstwo fantazyjnie powykręcanych, starych drzew, strumieni, kaskad, są tu nawet sztuczne skały i most wiszący. Jest też gratka dla miłośników ezoteryki – na 30-metrowym, stworzonym ludzką ręką, wzniesieniu mieści się Świątynia Sybilli. Stylizowana na antyczną, powstała w XIX wieku, a legendy głoszą, że stoi na środku pentagramu. Cóż więcej potrzeba, żeby przyciągnąć śmiałków?

Jeśli chcemy odpocząć w jednym z parków miejskich, przykładowo w Lasku Bulońskim lub na Polu Marsowym, możemy mieć problem ze znalezieniem ławki. W tutejszych parkach raczej ich nie ma, są za to krzesła, które można ustawić sobie w dowolnie wybranym miejscu. Prawda, jak sprytnie i wygodnie? Jeśli natomiast ktoś woli odpoczynek nad Sekwaną, pewnie zainteresuje go, że plaża tropikalna co roku jest tworzona na nowo. Już od ponad dziesięciu lat sprowadza się przed sezonem kilka tysięcy ton piasku, by zapewnić plażowiczom komfort.

Podczas spacerów po Dzielnicy Łacińskiej warto poszukać La Rue du Chat-qui-Pêche (w tłum. “Ulica kota, który łowi ryby”). Choćby po to, żeby się nią przespacerować – wszak to jedna z najwęższych uliczek w Paryżu. A ci, którzy chcą zobaczyć najmniejszy paryski dom, powinni udać się do 10 dzielnicy, na 39 Rue du Château-d’Eau. Tam mieści się dwukondygnacyjny domek o szerokości zaledwie 1,20m. W dużej części przewodników pod hasłem „najmniejszy dom w Paryżu” opisany jest budynek przy Quai Voltaire 13, ale jego fasada mierzy 1,40m, więc domek z 10 dzielnicy ma pierwszeństwo, choć jest mniej urodziwy.

Wycieczka po stolicy Francji, nazywanej przez wielu sercem świata, to przygoda życia – nawet jeśli nie jest tak cudownie, słodko i romantycznie jak w filmach. I pomijając to, że lepiej znać francuski, ponieważ mieszkańcy kraju nad Sekwaną odznaczają się niechęcią do używania innego języka niż swój, warto tu przyjechać. Napić się świetnego wina, spróbować słynnych serów i wsłuchać się w smutne dźwięki francuskiej muzyki. A potem, wyjeżdżając, złapiemy się na niejednokrotnym nuceniu „Aux Champes Elysees” Joe Dassina.

Paryż inny niż w filmach – zdjęcie 1
Paryż inny niż w filmach – zdjęcie 2
Paryż inny niż w filmach – zdjęcie 3
Paryż inny niż w filmach – zdjęcie 4
Ken.G
Ken.G

Z zawodu pisak, z zamiłowania kociara. Kiedyś zobaczy co jest za Uralem - dobrnie aż do Władywostoku. A póki co, kiedy może, cieszy się słońcem krajów południowej Europy. I też jest fajnie ;)

Czytaj także