Pilote Pacific P716P – jeden z osiemnastu

Pilote Pacific P716P – jeden z osiemnastu – główne zdjęcie

Pilote to francuska marka, która ma w swojej ofercie szeroką gamę kamperów – od kamper-vanów Foxy po zintegrowane serie Galaxy oraz Premium Class. Najpopularniejsze wciąż jednak pozostają modele z serii Pacific. Pod taką nazwą oferowane są pojazdy półzintegrowane.

Pacific nie został stworzony po to, by zaskakiwać swym wyglądem. Od razu widać z czym mamy do czynienia. Przód Fiata Ducato, zabudowa kempingowa poszerzona względem kabiny kierowcy – estetyczny, ale typowy dla tej kategorii pojazdów wygląd. Zaskoczyć może natomiast ilość dostępnych wersji.

pilote2jpg

Wybór jest ogromny

W sprzedaży jest aż 18 podstawowych wariantów modelu Pacific. Dostępne są kampery o długości od 5,99 m do 7,45 m. Niektóre zabudowy posiadają podwójne łóżka umieszczone w rogu kabiny, inne centralne łóżka typu francuskiego lub łóżka pojedyncze.

Poza tym w niektórych wersjach Pacific posiada opuszczane łóżka z przodu (pojedyncze lub podwójne). Różne mogą być również rozkłady łazienek – zintegrowanych z kabiną prysznicową albo z toaletą i prysznicem umieszczonymi po przeciwnych stronach.

Nas w szczególności zainteresował model P716P, ponieważ to tę wersję będziemy testować podczas targów Caravan Salon w Dusseldorfie. Wkrótce po powrocie napiszemy o wrażeniach z jazdy i użytkowania tego kampera z perspektywy rodziny podróżującej z niespełna rocznym dzieckiem.

Dla czterech, a nawet dla sześciu

Długość tego pojazdu wynosi 7,15 m – jest to więc jeden z dłuższych Pacificów. Szerokość wynosi 2,3 m, a wysokość wnętrza to 1,87 m, więc jedynie „dwumetrowcy” będą musieli schylać głowę.

Producent podaje, że we wnętrzu podróżować może 5 osób, a przy stole zmieści się ich nawet 6. Ale nie przesadzajmy – ten kamper przeznaczony jest dla maksymalnie 4 osób, tyle bowiem przewidziano miejsc do spania.

Co we wnętrzu P716P?

Główne łóżko ma rozmiary 130 x 195 mm i zastosowano w nim materace piankowe. Łóżko znajduje się bezpośrednio nad garażem, dzięki czemu w łatwy sposób możemy się dostać do znajdujących się w nim rzeczy - wystarczy tylko podnieść łóżko. 

Ciekawy jest układ wnętrza. Sypialnia i łazienka to dwa pomieszczenia, które oddzielono przesuwnymi drzwiami od części jadalno-wypoczynkowej. W modelu P716P toaleta i umywalka znajdują się w tym samym pomieszczeniu co brodzik prysznicowy. Łazienka nie sprawia wrażenie dużej, ale w teście sprawdzimy, na ile wygodnie się z niej korzysta.

Przestronna wydaje się natomiast część kuchenno-jadalna z obszernymi kanapami. Kuchnia z trzema palnikami i umywalką ma kształt zbliżony do litery „L”, dzięki czemu gotowanie powinno być wygodniejsze niż przy tradycyjnym rozkładzie.

Drugie łóżko znajduje się w przedniej części pojazdu – umieszczono je pod sufitem. Po opuszczeniu go, utworzymy całkiem przytulny pokoik wyposażony we własne lampki nocne. Łóżko opuszcza się na tyle nisko, że na górze większość osób będzie w stanie wygodnie siedzieć. Warto wspomnieć, że w całym kamperze zastosowane zostało energooszczędne oświetlenie LED.

pilote5jpg

Silnik i wyposażenie

Podstawowa wersja wyposażenia nosi nazwę Essential i obejmuje całe mnóstwo udogodnień. Wśród nich wymieńmy chociażby ogrzewanie Truma 4000 W Combi 4, 105-litrową lodówkę, okablowanie pod panele słoneczne, czy panoramiczne okno dachowe (620x420 mm). W kamperze są oczywiście gniazda 12V, 230V oraz wyjście USB.

Standardowo otrzymujemy samochód ze 130-konnym silnikiem, wyposażony w manualną klimatyzację w kabinie kierowcy. W kabinie znajdują się też kurtyny do zasłaniania okien.

Maksymalna dopuszczana masa całkowita Pilote P716P to 3,5 tony, przy czym ładowność wynosi 530 kg. Kamper posiada dach z powłoką poliestrową zapewniającą ochronę przed gradem, a także powłokę poliestrową pod podłogą.

Jeśli jesteście ciekawi, jak Pilote Pacific P716P sprawdzi się dla rodziny z dzieckiem, będziecie mogli o tym przeczytać na początku września. Będzie to pierwszy, ale z pewnością nie ostatni z naszych testów kamperów.

Przypominamy, że kampery marki PILOTE dostępne są u generalnego dystrybutora tej marki w Polsce, w firmie CarGO! Rent a Camp z Poznania.

Pilote Pacific P716P – jeden z osiemnastu – zdjęcie 1
Pilote Pacific P716P – jeden z osiemnastu – zdjęcie 2
Pilote Pacific P716P – jeden z osiemnastu – zdjęcie 3
Pilote Pacific P716P – jeden z osiemnastu – zdjęcie 4
marcin
marcin

Czasem lepiej zbłądzić, niż zbyt nachalnie pytać o drogę. Aldous Huxley

Czytaj także

BAŁKANY OSIOŁKIEM - ALBANIA 2011 – zdjęcie 1
Relacje z podróży
BAŁKANY OSIOŁKIEM - ALBANIA 2011
Przygoda z Albanią zaczęła się dość nietypowo. Podjeżdżamy do przejścia granicznego w Sukobin-Muriqan. Po przeczytaniu różnych informacji dotyczących wjazdu samochodem do Albanii, co przypilnować, jakie papiery musimy wypełnić i odebrać na granicy a potem je trzymać aż do wyjazdu, pierwsze miłe zaskoczenie. MARIQAN - SZKODRA - LEZHE - KRUJE TRASA 100km. Albania chyba doszła jednak do wniosku, że za dużo formalności odstrasza i teraz jedynie spisują numer rejestracyjny samochodu – do paszportu nawet nie zaglądają, tylko każą jechać dalej. No właśnie i tu problem, policjant spisał numer rejestracyjny i pokazuje jechać dalej, a tu nasz osiołek bryka. Bryka czyli, znów wyskoczyło nam coś z biegami i zostaliśmy z „3 i 4”. Podjeżdżamy kilka metrów i konsternacja co robić dalej. Ponieważ podobna sytuacja zdarzyła nam się już wcześniej wiemy jak ręcznie uruchomić pozostałe biegi, ale to dopiero początek naszego wyjazdu więc co dalej, wracać do Czarnogóry czy jechać dalej. Albańskiego nie znamy ani słowa. Podchodzi jednak do nas ktoś, zagląda pod maskę i tłumaczy w ogólnie rozumianym języku, że za 5 km jest warsztat. No to z duszą na ramieniu jedziemy. Po mniej więcej 5 km faktycznie jest coś, ale po wjechaniu na plac i rzuceniu okiem „co tu dają” okazuję się, że co najwyżej możemy opony wymienić. No nic – ręczne wrzucenie biegu i jedziemy. Dojeżdżamy do miejscowości – warsztatu ani widu ani słychu. W końcu mała niepozorna wiata – warsztat. Tak tylko jak się dogadamy skoro oni tylko albański. Szczęście w nieszczęściu akurat jest u nich Serb – więc on po swojemu my po swojemu no i tłumaczymy co i jak. Poprzednio wymiana tego elementu przysporzyła nam nie lada wrażeń więc i tym razem jesteśmy pełni obaw, ale tu sprawdza się powiedzenie – im biedniejszy kraj tym ludzie bardziej potrafią sobie radzić. Mechanik rzuca okiem pod maskę, za chwilę wraca z „paskiem do gazu” i jak gdyby nigdy nic wsadza ręce „na gorący silnik” 5 minut i gotowe. Mówi jednak, że kilka kilometrów dalej w Szkodrze są sklepy, że może tam znajdziemy element. Szczęśliwi jedziemy dalej.