Odwiedzić Tuvalu, nim zniknie
„Zobaczyć Neapol i umrzeć” – któż nie zna słów Goethego? XVIII-wieczny niemiecki uczony tak zachwycił się włoskim miastem, że owo zdanie bardziej westchnął niż wypowiedział. My zaś możemy je sparafrazować, by opisać piękno innego miejsca, archipelagu rajskich wysepek na Oceanie Spokojnym.
Tuvalu to państwo w zachodniej Polinezji. Mimo że w języku tuvalu jego nazwa oznacza „osiem wysp”, tak naprawdę składa się z dziewięciu, po polsku zaś zwie się Wyspy Lagunowe. Jest tak egzotyczne i odległe, że spora część ludzi nigdy o nim nie słyszała. Jeszcze mniej wie, gdzie leży. Wielu z nich może nigdy się o nim nie dowiedzieć – tym bardziej, iż według badań ONZ istnieje duże ryzyko, że do 2050 roku zniknie pod wodami Pacyfiku.
Tuvalu – małe cuda na wielkim oceanie
Większość z wysepek Tuvalu jest malutka. To właściwie maleńkie skrawki ziemi na wodzie. Przykładowo, nosząca wdzięczną nazwę Funafuti ma 2,79 km², Nukulaelae 1,82 km², a mikroskopijna Niulakita – zaledwie 0,42 km². Pozostałe siostry również noszą piękne nazwy: Nui, Nanumanga, Niutao, Nukufetau, Nanumea oraz największa, Vaitupu (5,60 km²).
Najwięcej osób mieszka na stołecznym atolu Funafuti, zaś najmniej na Niulakita, uważanym wręcz za bezludny. Urzędowym językiem jest tuvalu i angielski, a ok. 96% mieszkańców to Polinezyjczycy.
Zagrożony raj
Do tego, że wysepki mogą zniknąć pod powierzchnią oceanu, przyczynili się Amerykanie. W czasie II Wojny Światowej dosłownie zrównali z ziemią wszystkie wzniesienia na Tuvalu, przygotowując bazę lotniczą. Przez to wysepki są bardzo płaskie (ich wysokość nie przekracza 5 m n.p.m.).
Aby zapobiec tragedii i uchronić archipelag przed losem Atlantydy, wybrzeża umacnia się szybko rosnącymi krzewami i drzewami. Prócz akcji zalesiania podpisano traktat, w ramach którego w razie zalewu mieszkańcy mają być szybko ewakuowani przez marynarkę wojenną Nowej Zelandii.
Trzeba przyznać, że to ironia losu – znajdować się na ogromnym oceanie, pod groźbą zatopienia w nie tak odległej przyszłości i cierpieć na niedostatek wody. Woda pitna musi być gromadzona w specjalnych zbiornikach na deszcz i jest niezmiernie cenna.
Urlop od Facebooka
Europejczycy spokojnie mogą nazwać Wyspy Lagunowe krańcem świata. Nie tylko dlatego, że są tak bardzo daleko od starego kontynentu, lecz również z powodu odcięcia od zdobyczy cywilizacji. Na wysepkach nikt nie skorzysta z komórki czy smartfona, telekomunikacja jest bardzo słabo rozwinięta, a łączność odbywa się za pomocą radiotelefonów. Rozmowy międzynarodowe są możliwe dzięki satelicie, prócz tego w Tuvalu działa tylko jedna rozgłośnia radiowa. Z Internetu korzysta ok. 15% mieszkańców, więc wakacje na wyspach będą się równać urlopowi od portali społecznościowych, blogów i vlogów. Tylko czy to minus, kiedy przebywa się w tak pięknym miejscu?
To nie wszystko. Na Wyspach Lagunowych dróg utwardzonych jest całe 8 kilometrów, a głównym środkiem transportu są rowery i motorowery. Na poszczególne wyspy można się dostać dzięki statkom, zaś dalsze dystanse wymagają skorzystania z samolotu. W stolicy Tuvalu mieści się lotnisko z utwardzonym pasem startowym.
Obowiązującą walutą jest dolar tuwalski, związany z australijskim stosunkiem 1:1. Jeżeli ktoś nie zdążył go wymienić, nie musi się denerwować – dolarów australijskich można używać na wysepkach bez żadnych problemów.
Wakacje w raju
Na Tuvalu można poczuć się jak Mały Książę na swojej planecie, wysepki są bowiem mikroskopijnymi punkcikami w bezmiarze oceanu. Wystarczy jedno leniwe machnięcie fali, by przykryć płaską przestrzeń bezlitosną wodą. Mając tego świadomość, człowiek stwierdza swoją kruchość w porównaniu do potęgi otaczającego żywiołu.
Dla przeciętnego Europejczyka opowieść o Wyspach Lagunowych brzmi jak bajka, ale na Tuvalu stopniowo przybywa turystów. Nigdy nie będzie ich dużo, choćby dlatego, że zwyczajnie nie pomieszczą się na tak małej przestrzeni, ale coraz więcej osób chce odwiedzić rajskie wysepki. Czekają na nich hotele, bajeczne kolory rafy koralowej i szereg atrakcji dla miłośników nurkowania, snorkelingu i wypoczynku na jachcie.
Z zawodu pisak, z zamiłowania kociara. Kiedyś zobaczy co jest za Uralem - dobrnie aż do Władywostoku. A póki co, kiedy może, cieszy się słońcem krajów południowej Europy. I też jest fajnie ;)