Jak NIE oszczędzać na wakacjach

Jak NIE oszczędzać na wakacjach – główne zdjęcie

Oszczędnie, ale rozsądnie. Na wakacjach możemy szastać pieniędzmi albo oszczędzać na wszystkim. Możemy także podejść do kwestii ekonomii z głową i zapewnić sobie tym sposobem udany urlop.

Tytuł brzmi przewrotnie – nie bez powodu. Z całą pewnością nieraz natknęliśmy się w sieci na rady dokładnie odwrotne, mówiące o tym, jak zorganizować ekonomiczny wyjazd, jak wydać możliwie najmniej, a jednocześnie spędzić udany urlop i wrócić z masą wspomnień. Oczywiście, są to wskazówki bardzo rozsądne, ułatwiające nam przeżycie wakacji ciekawie, ale bez konieczności spłacania później kredytu. Z tym, że niektórzy z chęci zaoszczędzenia jak największej kwoty wpadają w skrajności, odmawiając sobie wszystkiego i przekształcając wyjazd w mękę dla siebie i bliskich. Rzecz rozbija się o słynny złoty środek, tak pożądany, a nierzadko tak trudny do osiągnięcia.

Nowe smaki, czyli poznawanie lokalnej kuchni

Dobrym pomysłem podczas pobytu na kempingu jest samodzielne przygotowywanie posiłków. Dzięki temu zjemy smacznie, pożywnie i niedrogo, nie wydając fortuny na obiady w restauracjach. Jest jednak druga strona medalu – lokalna kuchnia, z którą aż żal się nie zapoznać. Być we Włoszech i nie zjeść prawdziwego spaghetti, pizzy czy tiramisu, udać się do Hiszpanii i nie spróbować gazpacho czy paelli, zawędrować do Norwegii i nie skosztować łososia?

Można, rzecz jasna, spędzić całkiem udany urlop, żywiąc się przywiezionymi z Polski zupkami chińskimi i kanapkami z pasztetem. Można również ograniczyć się do wspomnianych pożywnych obiadów przyrządzonych w kamperowej kuchni. Jednak poznawanie świata jedynie oczami, kiedy mamy szansę „spróbować” go także kubkami smakowymi, węchem i dotykiem, jest nieco smutne. Możemy potem żałować, że nie skorzystaliśmy z okazji do zapoznania się z nowymi smakami.

Zwiedzamy zabytki i poznajemy atrakcje – z bliska

Z wydawaniem pieniędzy na lokalne frykasy wiąże się również kwestia wydawania pieniędzy na inne rzeczy, w tym na bilety wstępów do największych atrakcji. Jak to określa pewien podróżnik, można wędrować boso przez świat. Możemy wszędzie chodzić pieszo, nie korzystając ze środków publicznego transportu. Możemy także zrezygnować z przewodników i sami zapuszczać się w zaułki nieznane przeciętnemu turyście. Jednak świadoma rezygnacja z wizyty w największej miejscowej atrakcji (w najsłynniejszym muzeum kraju, najstarszej katedrze czy parku rozrywki) to zwykłe marnowanie okazji. Można to porównać do stania za ogrodzeniem Jezior Plitwickich – wiemy, że za nim kryje się świat małych i dużych jeziorek, niekończącej się zieleni i piękna, ale widzimy tylko gęstwinę zarośli.

Ken.G
Ken.G

Z zawodu pisak, z zamiłowania kociara. Kiedyś zobaczy co jest za Uralem - dobrnie aż do Władywostoku. A póki co, kiedy może, cieszy się słońcem krajów południowej Europy. I też jest fajnie ;)

Czytaj także