Buggy Trip po Kos, Grecja

Buggy Trip po Kos, Grecja – główne zdjęcie

Mijający sezon wakacyjny, był naszpikowany ofertami na greckie wyspy. Począwszy od Rodos, przez Kretę, Zakyntos, Korfu po Kos i wybrzeża Salonik. Wybrać ofertę na last minute nie było trudno. 2 dni przed wyjazdem przeglądając w biurze podróży miejsca z rezerwacjami, znikały z każdym odświeżeniem strony. Decyzja zapadła ! Jedziemy do 4* hotelu Asteras w Kardamena, Kos.

Wylot z Katowic 14 września, przelot 2,5h. Lotnisko trochę przypominało kolumbijski port lotniczy z filmu Blow z John Deep. Ale mniejsza z tym. Nie przyjechaliśmy szmuglować kokainy, a wypocząć.

Dojazd z lotniska to przyjemne 15min. Ogólnie nie ma problemu komunikacyjnego, ponieważ wszystkie główne drogi są w świetnym stanie i prowadzą do najważniejszych kurortów na wyspie. Wikipedia twierdzi, że wyspa zajmuje powierzchnię ok. 290km2, przy 50km długości i 10km szerokości. 

Po pierwszym dniu plażingu, smażingu i drinkingu postawiliśmy na traveling ! A co spróbujemy samodzielnie. W końcu są wakacje ! Rano padła decyzja: "Kochanie wynajmiemy skuter i pojedziemy na wycieczkę". OK ! W czasie gdy Basia brała prysznic, poszedłem na spacer do centrum Kardamena. Odwiedziłem tutejszego rentalowca pojazdów różnośladowych "SEBastianos". Jeszcze przed wejściem do biura wiedziałem, że ten żółty łazik księżycowy na parkingu to coś lepszego niż skuter bez bagażnika i silnikiem 50cc. Świetny angielski ponad 50-cio letniego, greckiego właściciela wciągnął w rozmowę, która zaowocowała wręczeniem mapki i rozpisaniu według niego najciekawszych miejsc do zwiedzenia. Wielka piątka dla Sebastianosa porady. Kluczyki wręczone, instruktaż jak działa buggy trwał krócej niż płacenie kartą w Biedronce. "Turn on here, forward gear, reverse gear, etc.". Kalimera my dear friend !

Wracając do hotelu musiałem zatankować żółtą strzałę. Pełny bak 10euro - wystarczy na dobre 60km górskich tras, których na Kos jest sporo.

Zabraliśmy z pokoju najpotrzebniejsze rzeczy: go pro, maskę do nurkowania, okulary, ręczniki, cukierki. Jak też bezcenna była reakcja Basi, która dowiaduje się na parkingu, że jedziemy fiatem 126p bez karoserii, szyb i rezerwowym zbiornikiem paliwa po butelce 1,5l Nałęczowianki przyczepionej do silnika. Zawsze lubiła niespodzianki. Wodząc palcem po mapie wyznaczyliśmy trasę na dziś. JAZDA !

Z Kardamena szybko dostaliśmy się górską drogą do Pyli, następnie podziwiając świetne widoki do Zia. Bardzo stare miasto położone przy drodze. Tak mało zauważalne, że gdy je minęliśmy, zorientowałem się że już je przejechaliśmy. No cóż wyprawa trwa dalej, wrócimy tu jutro. Jedziemy do Asklepion. Starożytne ruiny dawnego sanatorium dla greckich vip`ów. Bilet wtępu 4euro. Hmmm warte odwiedzenia. Po spacerze w sanatorium jedziemy górskim szlakiem do Kos - stolica wyspy. Przypomina Kołobrzeg, ale jest troszkę bardziej urokliwe i z pewniejszą pogodą jak na połowę września. Mając 10euro w portfelu, nie mogliśmy pozwolić sobie na miecznika w restauracji, nie mówiąc o gyrosie, więc postanowiliśmy wrócić do hotelu na wczesną kolację (podawane były od 18:00).

Wyjeżdżając z Kos pojechaliśmy na północne wybrzeże wyspy. Wjechaliśmy do Marmari. Kurort z jedną drogą zakończoną rondem... Bez komentarza. Zboczyliśmy w żwirową drogę, która ciągnęla się wzdłuż plaży. Na jej końcu był niewielki parking. Czas na plażing i kąpiel. Miejscówka cudnie spokojna, po prawej w dalekiej oddali leżaki hotelowe, po lewej za nasypem piasku geriatryczna plaża nudystów. Idealnie czysty piasek, zejście do morza równie przyjemne i najcieplejsza woda dookoła wyspy !

Po kolacji w hotelu padła decyzja o wyprawie na przeciwległy koniec wyspy, Kefalos. Bardzo dobre drogi prowadzące przez wyspę aż ściskają serce. Grecy mogliby pokazać GDDIKA jak na wyspie robi się drogi, mimo miliardowych długów kraju. Dojazd do Kefalos i wyjazd na wzgórza prowadzące do wyżej położonych wiosek dodatkowo potęgował zachwycający widok zachodzącego słońca.

Na górze było obrzydliwie romantycznie - jak zawsze trafne słowa mojej partnerki. 

Zjazd z góry okazał się nie lada umiejętnością kierowania buggy. Naprawdę bestia potrafiła cuda na ostrych zboczach. Po zachodzie powrót highway`em okazał się troszkę mniej przyjemny. Szorty i koszula z długim rękawem mało się sprawdza gdy jedziesz rozpędzonym 80km/h łazikiem bez karoserii i przedniej szyby. Ale Polak potrafi - t-shirt zamiast chusty, ręcznik na kolana i obyło się bez odmrożeń. Jednak po powrocie do hotelu nie obeszło się bez zwiększonej dawki gin & tonic.

Następnego dnia rano już mądrzejsi w doświadczenia dnia poprzedniego zabraliśmy EURO zamiast cukierków. Wyruszyliśmy prosto do górskiej miejscowości Zia. Jednak drogowskazy po drodze wyprowadziły nas do lasu. Jadąc z nadzieją, że gdzieś dojedziemy natknęliśmy się na parking pełen aut. Okazał się zajazdem u podnóża Old Town Pyli - starożytna osada położona w górach z dosyć mocno zniszczonym zamkiem na szczycie. Świetne widoki i majestatyczny klimat. Całość do zwiedzania za darmo. Tylko warto mieć pełne obuwie. Dopiero pod koniec zrozumiałem dlaczego tak dziwnie turyści patrzyli na moje japonki.

Dalej już wiodąc wzrokiem za drogowskazami do Zia obraliśmy właściwy kierunek (znaki są czasem w dosyć nieprzewidywalnych miejscach i niekoniecznie po stronie, z której się nadjeżdża). Dobrze zaparkować na darmowym parkingu 100m przed centrum miasta - łatwiej z miejscem. Dopiero gdy weszliśmy w głąb wioski ukazał się jej urok. Mnóstwo straganów, miejscowe oliwy, nalewki itp. Miasteczko ciągnie się wąskimi alejkami w stronę gór. Doszliśmy do restauracji No Stress. typowe dla Grecji, biało-niebieskie kolory ścian. Malutki taras na 6 stolików, skierowany na północno-wschodnie wybrzeże Kos. Kelner, młody grek, naprawdę wyznawał zasadę no stress, ponieważ po podaniu karty od razu poczuliśmy wewnętrzny spokój mimo oczekiwania 10min. aż do nas podejdzie. Najlepsza musaka jaką dotąd udało się nam zjeść. Lemoniada cynamonowa i domowej roboty chleb z rodzynkami i oliwkami dopełnił obiad. "No Stress" made our day !

Jeśli będąc w jakiejkolwiek kawiarni, barze czy restauracji na Kos musicie sprawdzić maile, wrzucić fotkę na FB albo przeczytać coś na camprest.com to spokojnie, free wi-fi jest everywhere !

Nie mogliśmy odpuścić sobie ponownego chillout na prawie pustej plaży w Marmari. Po plażingu wróciliśmy do hotelu po ciepłe ciuchy i drobną przekąskę. Szybka zbiórka i ponowny wyjazd do Kefalos, ale z większą rezerwą czasową i planem odwiedzenia każdej asfaltowej dróżki. 

Dużo by pisać i opowiadać, ale podsumowując najbardziej cieszyła mnie satysfakcja z mijania ledwo jadących (idących) turystów na skuterach z silnikiem 50cc. Nasz buggy o pojemności 250cc naprawdę wymiatał na górskich drogach. Mijając innych kierowców buggy macha się w przyjaznym geście.

Łączny koszt wynajęcia buggy na 2dni z tankowaniem 3x do pełna wyszło nas 100euro. Można pomyśleć że wiele, ale chyba żadna wycieczka z przewodnikiem nie da takiej satysfakcji jak własne podboje z ukochaną osobą na obcej ziemi.

Pozdrawiają Basia i Dominik

 

 

Buggy Trip po Kos, Grecja – zdjęcie 1
Buggy Trip po Kos, Grecja – zdjęcie 2
Buggy Trip po Kos, Grecja – zdjęcie 3
Buggy Trip po Kos, Grecja – zdjęcie 4
Doniu
Doniu

Rodzinne podróże czy krótkie czy długie warte są chwili uważności

Czytaj także