Przez Włochy do Chorwacji

Przez Włochy do Chorwacji – główne zdjęcie

Planowanie

Pomysł wakacyjnego wyjazdu zrodził się w naszych głowach już w lutym. TURCJA –14osób „tylko” czterema samochodami…. jedyne 5- 6 tys. km w obie strony, noclegi gdzie popadnie: namioty, moteliki …. Plany były weryfikowane przez 4 miesiące głównie z uwagi na odległość do pokonania. Na spotkaniu wyjazdowym w czerwcu padł nowy pomysł: 7 dni pod namiotami nad Jeziorem Garda we Włoszech gdzie miała znajdować się nasza baza wypadowa do zwiedzania, po czym przejazd do Chorwacji na wyspę Ciovo miejscowość Slatine koło Trogiru a tam już kwaterki prywatne.

Etap I - Italia

Do Włoch wyjechaliśmy z Żywca ok. godziny 21.00 w ciemno bez rezerwacji wpisując jedynie w nawigacji miejscowość Garda (około 1000 km od Żywca). Podróż była fantastyczna i pełna wrażeń, każdy postój wiązał się ze studiowaniem mapy i zmianą miejsca docelowego bardziej na południe. W końcu stanęło na Sirmione do którego dojechaliśmy około godziny 10-tej. Hurrra!!! Rozpoczęło się poszukiwanie miejsca kampingowego dla czterech rodzin . Kamping na kampingu wokół całej linii brzegowej jeziora Garda.  Niestety okazało się, że wystąpił całkowity brak miejsc noclegowych. Postanowiliśmy więc jechać dalej wzdłuż jeziora. Tak przemieszczając się dojechaliśmy do miejscowości Desenzano Del Garda, które bezpośrednio sąsiaduje z Sirmione, a tam …….natrafiliśmy na Camping Vo, który okazał się uroczym miejscem do aktywnego odpoczynku.  Już w pierwszym dniu pobytu wiedzieliśmy, że plany intensywnego zwiedzania będą zdecydowanie zweryfikowane, czy jak kto woli mocno okrojone. Do zmiany planów przyczynił się przede wszystkim przepiękny widok, położenie campingu, bliska odległość do prześlicznego miasteczka jakim okazało się Desenzano del Garda (około 15 minut spacerkiem), w którym  wieczorami  miejscowe knajpki  tętniły życiem, a przede wszystkim bezpośredni dostęp do plaży, krystalicznie czysta woda w jeziorze  i basen.  Oczywiście nad Jeziorem Garda panują  wspaniałe warunki do uprawiania wszelkiego rodzaju sportów wodnych.

Desenzano Del Garda posłużyło nam jako baza wypadowa do zwiedzania zabytków Padwy, Bolonii  oraz Verony. Stąd można również zorganizować wycieczkę statkiem na przykład do cudownego  turystyczno – wypoczynkowego miasteczka Sirmione.   Wąskie przepięknie  ukwiecone uliczki, malutkie urokliwe sklepiki, gdzie można zakupić oryginalne z pamiątki. Nad całym miastem  góruje potężny zamek, ogromny park połączony z  uzdrowiskiem. Sirmione słynie również z posiadania wód termalnych. W przyportowych małych knajpkach można coś dobrego przekąsić oraz napić się pysznego włoskiego wina. Miasteczko to  naprawdę zrobiło na mnie ogromne wrażenie.

Etap II - Chorwacja

Po siedmiu dniach opuściliśmy upalną Italię i po 10 godzinach podróży zawitaliśmy  w Chorwacji  na wyspie Ciovo miejscowości Slatine. Kwaterki okazały się bardzo ładnymi  klimatyzowanymi apartamentami  z bezpośrednim dostępem do Adriatyku. Niestety widok  na lotnisko w Splicie nie należał do najpiękniejszych ,  średnio co 10 minut nad głowami przelatywały samoloty. Brak  pryszniców ze słodką wodą na plaży okazał się koszmarem. Cała miejscowość Slatine  to jedna ulica, która prowadzi do obrzydliwie śmierdzącego, brudnego  portu a po obu  stronach  tejże ulicy  walają się tylko porozrzucane papiery. W porcie znajduje się parę obskurnych  knajp, ale nie mieliśmy odwagi tam niczego skosztować z uwagi na zapachy jakie wydobywały się z kuchni i łączyły się z zapachami portowymi. Byliśmy w szoku !!!!

Z wyżej wymienionych powodów unikaliśmy  spacerków do centrum Slatine.   Na wieczorne szaleństwa udawaliśmy się stateczkiem do oddalonego o 8 km Trogiru lub  promem wodnym do Splitu.  Zarówno Trogir jak i Split to przepiękne zabytkowe miasta, które należy zwiedzić. Jednakże turyści, którzy w czasie wypoczynku cenią sobie ciszę i spokój na pewno ich tutaj nie zaznają…. miasteczka te bowiem niestety całą dobę tętnią  życiem.

W tym roku  pozachwycaliśmy się północnymi Włochami, a o niefortunnym pobycie w miejscowości SLATINE  w Chorwacji postaramy się bardzo szybciutko zapomnieć.

W przyszłym roku może jednak TURCJA !!!

Przez Włochy do Chorwacji – zdjęcie 1
Przez Włochy do Chorwacji – zdjęcie 2
Przez Włochy do Chorwacji – zdjęcie 3
Przez Włochy do Chorwacji – zdjęcie 4
Tuśka
Tuśka

"Podróżujemy nie po to, by uciec przed życiem, ale po to by nam życie nie uciekło."

Czytaj także

SłoVWacja, VWęgry by VW T3 Silesia – zdjęcie 1
Relacje z podróży
SłoVWacja, VWęgry by VW T3 Silesia
Kiedy planowaliśmy tygodniowy urlop w 2013 nasze podróżnicze życie i nie tylko zmieniło się całkowicie, bo na świecie pojawili się nowi członkowie rodzin, dwie małe córeczki. Pokusa była większa od zdrowego rozsądku, zresztą dziewczyny skutecznie zaprawialiśmy na zlotach i tak 2 miesięczne i 5 miesięczne maluszki zostały zapakowane na wakacje. Pojechaliśmy w dwa auta trasą: Słowacja - Węgry. Plan był prosty, zajechać tak daleko jak dadzą dziewczyny. Pierwszy dłuższy postój zaplanowaliśmy w Trenczynie na kempingu na wyspie. Lokalizacja bardzo zachęcająca - wyspa na rzece Vah z widokiem na zamek. Malowniczo? Sielanka kończyła się na tym, więc zostaliśmy tam tylko jedną noc, którą panowie skutecznie wykorzystali na degustację piwa w barze na terenie kempingu. Następnego dnia wyjechaliśmy dosyć późno, bo liczyliśmy na to że piwne procenty wyparują, ale jednak  trzeba było zastosować fortel z zamianą kierowcy z pasażerem  Przejechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów bardzo spokojnie, a później z busa zaczęło być słychać metaliczny odgłos. Czasem przy jeździe z górki, czasem na biegu, czasem na luzie. Szargało nam to nerwy, co gorsza nie dało się tak jechać bez obawy o poważną awarię. Ludzie nieco się dziwili, kiedy przez chwilę jeden z chłopaków biegł z głową przy lewym tylnym kole, bo to z tej części busa dochodził odgłos. Postanowiliśmy zrobić postój na stacji benzynowej, żeby zajrzeć co było powodem zamieszania. Miejsce na postój jak marzenie - stacja, a zaraz obok restauracja - dziewczyny idą do restauracji z maluchami, a chłopaki usuwają awarię. Radość trwała  krótko, bo to okazał się być dom publiczny, a nie restauracja. Toteż dziewczyny w fordzie popijały zimne napoje, obok fruwały szerszenie, a chłopaki walili młotkiem w koło. Po kilku godzinach zapadła decyzja - jedziemy na kemping, gdzie będzie można spokojnie zajrzeć do koła, a w razie czego czekać na posiłki z Polski. Dojechaliśmy do Zwolenia na Słowacji, nooo tu dopiero komuna odcisnęła piętno na kempingach, takich toalet to dawno nie widzieliśmy. Upiorne alejki z kibelków z blachy, słabo oświetlone, przerażające, na kempingu tylko kilka osób, straszy. Nawet nie rozpakowaliśmy się, oby jak najszybciej usunąć awarię i jechać dalej. Kilka telefonów do znajomych, potwierdzenie teorii - to przegub , wniosek - można jechać dalej, ale będzie robiło się coraz głośniej i nieprzyjemnie. Dla rozluźnienia wieczorem postanowiliśmy zrobić sobie kino letnie, wleźliśmy w śpiwory, bo noce już chłodne i delektowaliśmy się oskarową produkcją Wróg Publiczny, dziwny wybór na wakacyjny wieczór, więc rozeszliśmy się niepostrzeżenie do samochodów. Rano panowie dokręcili  łożysko i jedziemy dalej pod Eger ( duże miasto to nasz cel, kemping miał być ładny, nie ma co siedzieć na tym, o który upominają się twórcy tanich horrorów ) tam znajdziemy jakiś sklep albo mechanika. Po drodze zauważyliśmy sklep z częściami samochodowymi, zatrzymujemy się, sprzedawca kieruje nas do mechanika tuż obok, a tam przemiły Węgier - właściciel zakładu zagląda pod busa, potwierdza, że to przegub, pisze na kartce nazwę części po węgiersku i nazwę sklepu, który jest w Egerze i w którym można zamówić część. Dojeżdżamy do Szarvaskő, tutaj ma być nasz docelowy kemping, zniechęceni poprzednimi dwoma, przejeżdżamy przez piękny drewniany most, ozdobiony drewnianymi donicami z kwiatami, przepychamy się z wozem asenizacyjnym i nagle wchodzimy na kemping z wydzielonymi żywopłotem boksami, pięknym budynkiem toalet, wiatą i letnią kuchnią, ścianką do wspinaczek, miejscami na ogniska, jeziorkiem, wodospadem, placem zabaw i hotelem. Na polu kilka samochodów z Polski, Belgii, Węgier. Ufff. jest dobrze, jest czysto i bardzo ładnie. http://www.oko-park.hu/ poza nieco upierdliwą drogą, położoną blisko kempingu, jest super. Stąd robimy autobusowe wycieczki do Egeru, Belapatfalva, Szilvásvárad. Szczególnie polecamy w Szilvásvárad szlak kolejki, warto podjechać na górną stację pod wodospady i wracać pieszo pięknymi ścieżkami. Tutaj na parkingu zjadamy tłustego pączka na słono czyli langosza, kto nie próbował niech żałuje, chociaż wątroba mu to wybaczy, bo jest to istna bomba kaloryczna. W Belapatfalva podziwiamy klasztor, kupujemy obrus od przemiłej Węgierki, która na miejscu hatuje na lnianych materiałach. Z wycieczki z Egeru wracamy z warzywami oraz mięsem i wieczorem dla naszych nowych znajomych z Polski i Belgii robimy prawdziwy gulasz nad ogniskiem. Garnek odpowiedniej wielkości znajdujemy w kuchni kempingowej, rozpalamy ogień w kominku i spędzamy przemiły wieczór z parą Polaków i Belgów. Chłopaki w międzyczasie naprawiają busa. Tak miło mija nam kilka dni, w piątek pakujemy się, bo w sobotę część ekipy wzywają ich obowiązki. Pozostała trójka zostaje jeszcze na kilka dni na Węgrzech, ale przemieszcza się bliżej Budapesztu do miejscowości Papa, gdzie jest ładny kemping http://www.termalcamping.de/a obok baseny termalne - to tutaj jest połowa Niemiec, druga pewnie w Hajduszoboszlo. Załapujemy się na Rajd Hungarian Baja 2013, gdzie Krzysztof Hołowczyc i pilot Andreas Schulz zajęli 2. miejsce, a my taplamy się z córeczką w ciepłych wodach. W podróży z takim małym ludzikiem ważne są inne rzeczy, takie np. jak osobny pokój dla dziecka z wanienką i przewijakiem, czyste toalety i spokojny kemping, a to wszystko tam było zresztą na obu kempingach - na Węgrzech, na Słowacji niestety już nie. Na Węgrzech nam się podobało, chociaż zwiedziliśmy znacznie mniej niż zwykle, za to opanowaliśmy podróżowanie autobusami po obcym kraju z wózkami, torbami, aparatami i innymi przydasiami i nic nie zgubliliśmy. W 2014 planujemy dużo dłuższą trasę i zdecydowanie dłuższy urlop.