Przedsionki Dorema - dodatkowa przestrzeń życiowa w każdych warunkach

Przedsionki Dorema - dodatkowa przestrzeń życiowa w każdych warunkach – główne zdjęcie

Trudno wyobrazić sobie dłuższy pobyt na campingu bez dodatkowej przestrzeni do życia na zewnątrz. Przystawka, przedsionek, namiot - niezależnie od regionalnej nazwy wszyscy wiemy o co chodzi. W razie kiepskiej pogody znajdziemy tu schronienie, mamy gdzie ustawić meble i akcesoria, rowery czy po prostu posiedzieć z rodziną czy sąsiadami w intymnych okolicznościach.

Wśród wielu producentów specjalizujących się w rozwoju i produkcji tego typu rozwiązań prym wiedzie holenderska marki Dorema - to wszak jej logo od dziesięcioleci dumnie zdobi ściany przedsionków wielu pokoleń entuzjastów caravaningu. Legendarna jakość i wytrzymałość to zobowiązanie - niezmiennie mimo upływu lat to one stanowią napęd do rozwoju.

W technologicznym wyścigu zbrojeń producent nie uznaje kompromisów i sięga po najbardziej zaawansowane rozwiązania i materiały, bezbłędnie rozpoznając rynkowe potrzeby i panujące preferencje/trendy w zakresie wzornictwa. Wynikiem intensywnych prac rozwojowych jest aktualna kolekcja przedsionków na każdą porę roku – również na wymagającą zimę. Kilka najbardziej popularnych, modelowych propozycji Dorema pragniemy przybliżyć Wam w dzisiejszym materiale.  

Przedsionki na stelażu pneumatycznym

Mimo, że porządna konstrukcja wsporcza przedsionka była, jest i będzie dla wielu tradycjonalistów nieodzownym elementem caravaningowej przygody, to zdecydowanie warto przyjrzeć się alternatywnym rozwiązaniom w tym zakresie. Wielu producentów stawia na „dmuchane rurki” w swoich flagowych, całorocznych propozycjach. Korzyści są raczej dla większości z nas oczywiste – szybki montaż i demontaż, wytrzymałość i elastyczność w przenoszeniu obciążeń oraz niska waga namiotów.

Dorema Magnum Airforce

Przedsionki Dorema - dodatkowa przestrzeń życiowa w każdych warunkach – zdjęcie 1

Topowa wersja pneumatycznego przedsionka dostępnego w dwóch odmianach materiałowych - All Season DormaTex (zimoodporny) oraz KlimaTex (lżejszy, raczej dla osób często zmieniających miejsce postoju). Magnum oferuje 280 cm głębokości i dostępny jest w 2 długościach - 280 lub 360 cm.

Rodzaj dobranych materiałów czyni z niego idealnego partnera w niemal każdych warunkach pogodowych. Fani zimowych wojaży docenią zalety wersji All Season, która posiada doskonałą odporność na promieniowanie UV, legendarne zamki YKK (z powłoką hydrofobową włącznie), podwójne, wytrzymałe szwy oraz właściwości oddychające. Jest może nieco cięższy, ale poradzi sobie w każdych, nawet najtrudniejszych warunkach nawet podczas dłuższych pobytów.

Wysokość montażowa w zakresie 235-255 cm czyni z przedsionka idealną propozycję dla przyczep campingowych. Dostępne szerokości to 260 lub 390 cm, a waga wynosi ok. 27 kg. Dach wytrzymuje obciążenie rzędu 5 kg/m2. Obie ściany przedsionka są składane i zdejmowane, a okna posiadają siatki i moskitiery. Wśród dodatkowych akcesoriów znajdziemy namiot gospodarczy (tzw. Cosy Corner prawy lub lewy), sypialnię, elektryczny kompresor, daszek słoneczny, dodatkową moskitierę, rurkę pomagającą stworzyć werandę, a nawet zestaw dedykowanych do modelu firanek. Ceny rozpoczynają się od niespełna 9500 złotych.

Dorema Luxor Air

Przedsionki Dorema - dodatkowa przestrzeń życiowa w każdych warunkach – zdjęcie 2

Pełnowymiarowy namiot pompowany powietrzem o głębokości 280 cm. Ta jasna i przestronna propozycja dla rodzin oferowana jest w kilkunastu wersjach dla obwodu 850-1125 cm. Antracytowy / szary kolor jest łatwy w utrzymaniu czystości. Materiał dachu o zmniejszonej kondensacji jest ozdobnie zadrukowany od zewnątrz.

Oba elementy przedniej ściany można zdjąć, wymienić i złożyć tworząc werandę. Na liście opcji znajdziemy namiot gospodarczy, sypialnię, pas sztormowy, pompkę elektryczną i alternatywne systemy mocowań (Safe Lock). Rozpiętość cen jest niemal równie imponująca, co dostępnych modeli (sięga od niespełna 14 tysięcy złotych brutto do ponad 20 tysięcy). Za wspomniany wyżej dodatkowy namiot gospodarczy zapłacimy ok. 5 tys.

Dorema Maribor Air

To hardy zawodnik gotowy sprostać każdej pogodzie. W zakresie designu i funkcjonalności inspirowany cieszącą się uznaniem klientów serią Maribor na stelażu tradycyjnym - tu jednak w wersji bez porównania prostszej i bardziej przyjaznej w montażu i nie tylko. Głębokość modelu to 240 cm, a dostępne spektrum rozmiarów obejmuje obwód od 775 do 1200 cm.

Pompowany stelaż z autorską technologią EAF przekłada się na wagę całkowitą namiotu (od 30 kg). Dach i ściany to materiały całoroczne, a oba elementy frontu podobnie jak w pozostałych modelach z aktualnej kolekcji możemy zdjąć, wymienić i złożyć, tworząc werandę. Ceny startują od niecałych 9,5 tys. złotych i wraz z większymi rozmiarami szybują do pułapu 17,5 tys. Za namiot gospodarczy przyjdzie nam dodatkowo zapłacić ok. 3600 złotych. Oczywiście również tu możemy rozszerzyć funkcjonalność za pomocą akcesoriów z listy dodatków.

Dorema Octavia Air

To nowoczesna propozycja o nietuzinkowym kształcie. Dzięki niemu jest bardzo stabilny, niezwykle szybki w montażu. Zaokrąglony profil dachu gwarantuje, że mocne wiatry i zła pogoda nie zepsują nam radości z wypoczynku nawet w najbardziej nieprzyjaznych okolicznościach pogodowych, jakie zaserwować nam mogą wybrzeża Europy.

Podobnie jak u poprzedników, również tu mamy głębokość 240 cm i pełne spektrum wymiarów (obwody od 850 do 1125 cm). W najmniejszym rozmiarze przedsionek waży zaledwie 31 kg. Głębokość wynosi 240 cm, zaś wytrzymałość dachu to 5 kg/m2. Octavia Air dostępne jest w cenie od 12 do 18 tysięcy złotych.

Autoryzowanym przedstawicielem marki DOREMA w Polsce jest ELCAMP z Krakowa. Pełne spektrum przedsionków i akcesoriów do nich znajdziecie w sklepie dystrybutora - www.sklep.elcamp.pl.

Galeria

Dorema
Dorema
Dorema
Maciej Kinal
Maciej Kinal

Najlepiej czuje się w odmęcie branżowych targów i spotkań z pasjonatami. Techniczny freak. W życiu rozebrał na części pierwsze już niejednego kampera. Fan dużych pojazdów, kolarstwa górskiego i podróżowania bez ograniczeń wagowych i finansowych. W CampRest jest odpowiedzialny za wszelkie publikacje w tematach motoryzacyjnych.

Czytaj także

SłoVWacja, VWęgry by VW T3 Silesia – zdjęcie 1
Relacje z podróży
SłoVWacja, VWęgry by VW T3 Silesia
Kiedy planowaliśmy tygodniowy urlop w 2013 nasze podróżnicze życie i nie tylko zmieniło się całkowicie, bo na świecie pojawili się nowi członkowie rodzin, dwie małe córeczki. Pokusa była większa od zdrowego rozsądku, zresztą dziewczyny skutecznie zaprawialiśmy na zlotach i tak 2 miesięczne i 5 miesięczne maluszki zostały zapakowane na wakacje. Pojechaliśmy w dwa auta trasą: Słowacja - Węgry. Plan był prosty, zajechać tak daleko jak dadzą dziewczyny. Pierwszy dłuższy postój zaplanowaliśmy w Trenczynie na kempingu na wyspie. Lokalizacja bardzo zachęcająca - wyspa na rzece Vah z widokiem na zamek. Malowniczo? Sielanka kończyła się na tym, więc zostaliśmy tam tylko jedną noc, którą panowie skutecznie wykorzystali na degustację piwa w barze na terenie kempingu. Następnego dnia wyjechaliśmy dosyć późno, bo liczyliśmy na to że piwne procenty wyparują, ale jednak  trzeba było zastosować fortel z zamianą kierowcy z pasażerem  Przejechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów bardzo spokojnie, a później z busa zaczęło być słychać metaliczny odgłos. Czasem przy jeździe z górki, czasem na biegu, czasem na luzie. Szargało nam to nerwy, co gorsza nie dało się tak jechać bez obawy o poważną awarię. Ludzie nieco się dziwili, kiedy przez chwilę jeden z chłopaków biegł z głową przy lewym tylnym kole, bo to z tej części busa dochodził odgłos. Postanowiliśmy zrobić postój na stacji benzynowej, żeby zajrzeć co było powodem zamieszania. Miejsce na postój jak marzenie - stacja, a zaraz obok restauracja - dziewczyny idą do restauracji z maluchami, a chłopaki usuwają awarię. Radość trwała  krótko, bo to okazał się być dom publiczny, a nie restauracja. Toteż dziewczyny w fordzie popijały zimne napoje, obok fruwały szerszenie, a chłopaki walili młotkiem w koło. Po kilku godzinach zapadła decyzja - jedziemy na kemping, gdzie będzie można spokojnie zajrzeć do koła, a w razie czego czekać na posiłki z Polski. Dojechaliśmy do Zwolenia na Słowacji, nooo tu dopiero komuna odcisnęła piętno na kempingach, takich toalet to dawno nie widzieliśmy. Upiorne alejki z kibelków z blachy, słabo oświetlone, przerażające, na kempingu tylko kilka osób, straszy. Nawet nie rozpakowaliśmy się, oby jak najszybciej usunąć awarię i jechać dalej. Kilka telefonów do znajomych, potwierdzenie teorii - to przegub , wniosek - można jechać dalej, ale będzie robiło się coraz głośniej i nieprzyjemnie. Dla rozluźnienia wieczorem postanowiliśmy zrobić sobie kino letnie, wleźliśmy w śpiwory, bo noce już chłodne i delektowaliśmy się oskarową produkcją Wróg Publiczny, dziwny wybór na wakacyjny wieczór, więc rozeszliśmy się niepostrzeżenie do samochodów. Rano panowie dokręcili  łożysko i jedziemy dalej pod Eger ( duże miasto to nasz cel, kemping miał być ładny, nie ma co siedzieć na tym, o który upominają się twórcy tanich horrorów ) tam znajdziemy jakiś sklep albo mechanika. Po drodze zauważyliśmy sklep z częściami samochodowymi, zatrzymujemy się, sprzedawca kieruje nas do mechanika tuż obok, a tam przemiły Węgier - właściciel zakładu zagląda pod busa, potwierdza, że to przegub, pisze na kartce nazwę części po węgiersku i nazwę sklepu, który jest w Egerze i w którym można zamówić część. Dojeżdżamy do Szarvaskő, tutaj ma być nasz docelowy kemping, zniechęceni poprzednimi dwoma, przejeżdżamy przez piękny drewniany most, ozdobiony drewnianymi donicami z kwiatami, przepychamy się z wozem asenizacyjnym i nagle wchodzimy na kemping z wydzielonymi żywopłotem boksami, pięknym budynkiem toalet, wiatą i letnią kuchnią, ścianką do wspinaczek, miejscami na ogniska, jeziorkiem, wodospadem, placem zabaw i hotelem. Na polu kilka samochodów z Polski, Belgii, Węgier. Ufff. jest dobrze, jest czysto i bardzo ładnie. http://www.oko-park.hu/ poza nieco upierdliwą drogą, położoną blisko kempingu, jest super. Stąd robimy autobusowe wycieczki do Egeru, Belapatfalva, Szilvásvárad. Szczególnie polecamy w Szilvásvárad szlak kolejki, warto podjechać na górną stację pod wodospady i wracać pieszo pięknymi ścieżkami. Tutaj na parkingu zjadamy tłustego pączka na słono czyli langosza, kto nie próbował niech żałuje, chociaż wątroba mu to wybaczy, bo jest to istna bomba kaloryczna. W Belapatfalva podziwiamy klasztor, kupujemy obrus od przemiłej Węgierki, która na miejscu hatuje na lnianych materiałach. Z wycieczki z Egeru wracamy z warzywami oraz mięsem i wieczorem dla naszych nowych znajomych z Polski i Belgii robimy prawdziwy gulasz nad ogniskiem. Garnek odpowiedniej wielkości znajdujemy w kuchni kempingowej, rozpalamy ogień w kominku i spędzamy przemiły wieczór z parą Polaków i Belgów. Chłopaki w międzyczasie naprawiają busa. Tak miło mija nam kilka dni, w piątek pakujemy się, bo w sobotę część ekipy wzywają ich obowiązki. Pozostała trójka zostaje jeszcze na kilka dni na Węgrzech, ale przemieszcza się bliżej Budapesztu do miejscowości Papa, gdzie jest ładny kemping http://www.termalcamping.de/a obok baseny termalne - to tutaj jest połowa Niemiec, druga pewnie w Hajduszoboszlo. Załapujemy się na Rajd Hungarian Baja 2013, gdzie Krzysztof Hołowczyc i pilot Andreas Schulz zajęli 2. miejsce, a my taplamy się z córeczką w ciepłych wodach. W podróży z takim małym ludzikiem ważne są inne rzeczy, takie np. jak osobny pokój dla dziecka z wanienką i przewijakiem, czyste toalety i spokojny kemping, a to wszystko tam było zresztą na obu kempingach - na Węgrzech, na Słowacji niestety już nie. Na Węgrzech nam się podobało, chociaż zwiedziliśmy znacznie mniej niż zwykle, za to opanowaliśmy podróżowanie autobusami po obcym kraju z wózkami, torbami, aparatami i innymi przydasiami i nic nie zgubliliśmy. W 2014 planujemy dużo dłuższą trasę i zdecydowanie dłuższy urlop.