Noc w Belgradzie
Zbombardowane kwatery głównej armii jugosłowiańskiej, a nieco dalej głośne kluby z najnowszymi hitami sceny tanecznej. Śmiała nowoczesność i cicha, ale wymowna przeszłość. To Belgrad, stolica Serbii i jedna z popularnych destynacji miłośników imprez do białego rana.
Dla niektórych postój w Belgradzie jest tylko przystankiem w drodze dalej na południe, przykładowo do Grecji. Dla innych to miejsce głośne, tętniące życiem i roztańczone niczym Berlin bądź Londyn. Wystarczy spędzić tu jeden dzień, by przekonać się, że stolica Serbii jest dużym i zaskakująco nowoczesnym miastem.
Milczące ślady przeszłości
Belgrad dziwi, zwłaszcza w centrum. Tuż przy lśniących, oszklonych budynkach, których wcale nie jest tak mało, zważywszy na burzliwą historię, stoją dumne i bogate zabytki takie jak cerkiew świętego Marka czy budynek Muzeum Narodowego. Pięknie podświetlone w nocy, zachwycają śmiałością rozmiarów i bogactwem zdobień. A parę kroków dalej do palety emocji, jakie ogarniają turystę, dochodzi smutek. Zrujnowane budowle stoją w milczeniu, z wyrwami po bombach i wystającymi z dziur elementami spojeń. Świadczą o tragicznych wydarzeniach z końca XX wieku, niczym niemy wyrzut sumienia.
Budynków, które nie odrestaurowano po bombardowaniach, jest o wiele więcej, jednak te w centrum robią największe wrażenie na zwiedzających. Tworzą bowiem bolesny kontrast między młodością, którą widać na ulicach, a tym, co było i co wielu wciąż pamięta. Nocą, pośród świateł i neonów, ciche budowle z poszarpaną pociskami elewacją wyglądają szczególnie smutno. Przechodząc obok, podświadomie ścisza się głos, milkną błahe rozmowy, a wzrok wędruje ku ziemi, jakby ze wstydem, że zmierza się do klubu celebrować młodość i życie.
Serbska wieża Babel
Mimo mrocznej przeszłości miasto stara się żyć dalej. Na głównych ulicach pachnie kawą, drogimi perfumami i jedzeniem z punktów fast food. Spacerując deptakiem Knez Mihailova czy ulicą Terazije, usłyszymy różne języki, niczym na wieży Babel. Prócz angielskiego również niemiecki, włoski, nie wspominając o rumuńskim czy rosyjskim. Turystów, którzy dopiero zaczynają przygodę z Belgradem, ulice zapełnione wielokulturowym tłumem mogą nieco dziwić, jednak szybko zdadzą sobie sprawę, że przebywają w naprawdę dużym, intensywnie rozwijającym się mieście. Według różnych źródeł, stolicę Serbii zamieszkuje od 1,5 do 2,5 mln ludzi.
Jeżeli ktoś przyjechał tutaj potańczyć, nie musi się spieszyć, bo największe dyskoteki zapełniają się po północy. Imprezowa stolica Bałkanów budzi się późno – i szybko. Jeszcze kwadrans wcześniej w klubie mogło być zaledwie parę osób, a już po chwili na parkiecie migają dziesiątki nóg. W tutejszych klubach można spotkać absolutnie każdego. Świetnie bawią się wszyscy, bez względu na wiek, kolor skóry czy orientację seksualną. Jakkolwiek to zabrzmi, wachlarz możliwości nie ogranicza się tylko do wariantów hetero i homo.
Imprezowa stolica Bałkanów
Belgradzkie kluby zapewniają imprezowiczom wszystkie rodzaje muzyki, ze szczególnym uwzględnieniem house – ich bowiem jest w mieście najwięcej. Spośród miejscówek cieszących się największą popularnością można wymienić zlokalizowane w centrum i okolicach kluby: The Tube, KC Grad, Peron Club czy Plastic. Wciąż powstają nowe, jak klub Terassa czy Drugstore. Jedno jest pewne – noc w Belgradzie jest zdecydowanie zbyt krótka, żeby poznać je wszystkie.
W lecie bawić się do upadłego można również na splavovi, czyli wielkich klubach-barkach. Na chętnych czekają m.in. Club Ninety Four czy Lasta, przycumowana przy moście (Stari savski most). Nie można pominąć także kultowych miejsc typu 20/44, Sound oraz Povetarac. Niektóre barki są czynne przez cały rok.
Jeżeli ktoś traktuje pobyt w Belgradzie jak postój w dalszej drodze na urlop, może nie wypocząć i nie wyspać się. Jest tu bowiem tyle klubów, tyle kawiarni, tyle miejsc do dobrej zabawy, że trudno oprzeć się pokusie zarwania nocy i ruszenia „na miasto”.
Z zawodu pisak, z zamiłowania kociara. Kiedyś zobaczy co jest za Uralem - dobrnie aż do Władywostoku. A póki co, kiedy może, cieszy się słońcem krajów południowej Europy. I też jest fajnie ;)