Smove – luksusowe zaskoczenie

Smove – luksusowe zaskoczenie – główne zdjęcie

Producent luksusowych kamperów - Niesmann + Bischoff z wielką pompą ogłosił premierę nowego pojazdu. Dziennikarze z całego świata w napięciu oczekiwali na wielką nowość, którą okazał się… półzintegrowany kamper z lekko zmodernizowaną „twarzą” Fiata Ducato.

Pierwszym wrażeniem mogła być zwykła konsternacja. Jak to? Niesmann + Bischoff, który produkuje wielkie „liniowce” o świetnej (i nagradzanej!) stylistyce, symbol luksusu w świecie kamperów, nagle przerzuca się na pojazdy „niskobudżetowe”? Trzeba kilku chwil, by ochłonąć i zauważyć, że polityka producenta może mieć duży sens.

Dla zamożnych, ale nie dla szpanerów

Smove (nazwa pochodzi od słów „smart” - inteligencja, spryt i „move” - ruch) uzupełnia ofertę, w której jest już średnich rozmiarów Arto oraz duży Flair. Pojazdy te są doskonałe na dalekie podróże autostradą, ale słabo sprawdzają się przy częstej zmianie miejsca, a szczególnie podczas wycieczek do centrów miast i miasteczek. Odpowiedzią na potrzeby klientów młodych duchem (a więc „ruchliwych”) i przy tym zamożnych jest właśnie Smover – z wyglądu mniej integralny niż jego starsi bracia, ale za to bardziej praktyczny i – uwaga – nadal luksusowy.

Chociaż, z tym luksusem dziennikarze też mogli mieć problem. Wchodząc do wnętrza niedużego kampera, który w wersji podstawowej ma kosztować – to nie pomyłka! - ok. 80 tys. euro, możemy spodziewać się złotych klamek i barokowo zdobionego tronu zamiast fotela kierowcy. Tymczasem pierwsze wrażenie w Smovie może być takie, że jest w nim… skromniej niż w kamperze o połowę tańszym!

15_NiesmannBischoff_Smove_Delicate-accents-in-pastel-pink-an-invitation-to-relax.jpg

I znów, trzeba przyjrzeć się uważniej, by dostrzec, że to nie bieda, a subtelność; nie skromność, a wyrafinowanie. Smove nie epatuje bogactwem, ale zapewnia doskonałej jakości materiały i co równie ważne – przełomowe rozwiązania.

Innowacje tkwią w szczegółach

Takie jak łazienka, w której toaletę możemy schować za drzwiczkami, a umywalkę „wyprosić” z pomieszczenia dzięki obrotowym drzwiom. W ten sposób zyskujemy kabinę prysznicową o rozmiarach 95x88 cm.

Albo kuchnia. Gdy wchodzimy do kampera, w ogóle nie widzimy płyty grzewczej. Aby ją zobaczyć, trzeba podnieść blat, pod którym skrywa się bardzo estetycznie zaprojektowana płyta zintegrowana ze zlewozmywakiem. Gdy jednak nie gotujemy, blat możemy wykorzystać niczym dodatkową półkę, nie mając przy tym wrażenia, że wypoczywamy w kuchni.

Wrażenie robi także panoramiczny dach, który wpuszcza do wnętrza dużo światła (z opcjonalnym, elektrycznie sterowanym szyberdachem). Za dopłatą możemy mieć także przesuwane drzwi do garażu z niskim progiem załadunku.

Bez kompromisów 

Nawet wtedy, gdy przejdziemy do zupełnie oczywistych elementów wyposażenia, będziemy zaskoczeni. Np. standardowy zbiornik na wodę ma 140 litrów pojemności i może być powiększony aż do 200 l. A zamiast dwóch typowych butli na gaz propan-butan, możemy zażyczyć sobie zbiornik o pojemności 50 l.

Kamera cofania ukryta w logo, mrozoodporna, podwójna podłoga, 120-litrowy pojemnik na ścieki, 140-litrowa lodówka, ogrzewanie Truma Combi 6, oświetlenie LED… - to tylko kilka elementów standardowego wyposażenia.

Smove trafi do sprzedaży w marcu 2017 roku. Dostępny będzie w czterech wariantach wnętrza i w długościach od 6,90 do 7,40 m. Ceny (w Niemczech) zaczynają się od 78 920 euro. Najtańszy kamper będzie oferowany ze 130-konnym silnikiem Fiata Ducato.

Czy taki zakup się opłaca? Ci, którzy zadają sobie podobne pytania, prawdopodobnie nie stanowią grupy docelowej marki Niesmann + Bischoff. Smove z założenia nie ma być tani – ma być po prostu najlepszy w swojej klasie.

Smove – luksusowe zaskoczenie – zdjęcie 1
Smove – luksusowe zaskoczenie – zdjęcie 2
Smove – luksusowe zaskoczenie – zdjęcie 3
Smove – luksusowe zaskoczenie – zdjęcie 4
marcin
marcin

Czasem lepiej zbłądzić, niż zbyt nachalnie pytać o drogę. Aldous Huxley

Czytaj także

Ameryka Samochodem cz. 10/10 - Heading back to L.A. – zdjęcie 1
Relacje z podróży
Ameryka Samochodem cz. 10/10 - Heading back to L.A.
W piątek nocowaliśmy w Santa Maria, które wybraliśmy na kończącym wyprawę przejeździe – heading (back) to Los Angeles, z jednego poważnego powodu – ZAKUPÓW. Tutaj dziewczyny wypatrzyły swojego TJ Maxxx’a.Sobota 9.05.2009 była ostatnim już właściwie naszym pełnym dniem w stanach. Szczęśliwie, był to też ostatni dzień szału zakupów… Rano, wyjątkowo sprawnie poszło nam w centrum handlowym i punktualnie o 14-tej – tak jak sobie wcześniej założyliśmy (tzn. delikatnie wymusiliśmy na dziewczynach, które mogłyby tak shoppingować do końca życia bez przerwy) – wyruszyliśmy w stronę Los Angeles, a konkretnie do upatrzonej blisko dwa tygodnie wcześniej miejscówki – Santa Monica.To było ostatnie 170mil w trasie – całkiem przyjemnej drogi, w pięknej scenerii (częściowo wzdłuż plaż) – najpierw ichniejszym highway’em (Interstate), potem malowniczą górską drogą, z powrotem do wybrzeża. W elitarnym Malibu zrobiliśmy sobie lunch na plaży – pyszne sushi wcinane w krajobrazie znanym z serialu „Baywatch – Słoneczny Patrol” (obok, co i rusz przebiegała Pamela w pomarańczowym kostiumie). Tylko dziewczyny narzekały trochę na zimno (im to chyba nawet przy 30 stopniach Celsjusza nie jest wystarczająco ciepło…), więc nie przedłużaliśmy lanczu i zawinęliśmy się do Santa Monica. Wyjeżdżając z Malibu trafił nam się drugi korek podczas całej naszej wyprawy (pierwszy mieliśmy w drodze z Vegas na Tamę Hoover’a – ok. 45 minut) – turlaliśmy się niespiesznie aż do wielkich plaż w Santa Monica.Zalogowaliśmy się w samym centrum – przy deptaku, niemalże z widokiem na morze. Niestety jednocześnie, to był najdroższy nocleg na całej imprezie – 137$ po negocjacjach. Nic to jednak, bo to miała być (i była) - ostatnia noc – postanowiliśmy zatem zaszaleć NA BOGATO!  Spakowaliśmy się, ruszyliśmy na molo i daliśmy się porwać atmosferze. W urządzonym na molo wesołym miasteczku, posmakowaliśmy roller-coastera (chyba tak się to pisze?) i wystrzeliwanej w górę windy. Mieliśmy posmakować też Budweisera, ale jak tylko go odpaliłem – mimo czarnej foliowej torby – znikąd pojawiła się wielka czarna policjantka i odprowadziła mnie z nim do kosza. Po obfitej kolacji w restauracji na molo, spacerze, udaliśmy się na zasłużony spoczynek.It’s been a pleasure… po dwóch tygodniach w stanach – gubimy ojczysty język…  Oczywiście to nie jest to, co zrobiła Edyta Górniak – nie będziemy śpiewać hymnu… Do miłego….