ANDORA 2009
Mamy do wyboru drogę wzdłuż hiszpańskiego wybrzeża – czyli kolejne plażowanie na dość zatłoczonych w tej okolicy plażach, lub no właśnie lub, przejazd przez Andorę.
Długo się nie zastanawiamy bo wybrzeże już trochę znamy, a w Andorze nigdy nie byliśmy no i pogoda dziś niezbyt na plażowanie. Wręcz pochmurnie i burzowo, a Andora poza przyrodą i górami kusi dodatkowo cenami paliwa, campingów no i innych produktów. Tak głęboko w głąb Hiszpanii jeszcze się nie zapuszczaliśmy – a i pogoda w górach jakby lepsza. Tak to zdecydowane był dobry pomysł. Z wjazdem do Andory od strony Hiszpanii nie było problemów – rzucili okiem na paszporty o nic nie pytali. Za granicą rzuca się w oczy środkowy pas drogi, który przeznaczony jest do ruchu w dwie strony – w zależności od natężenia ruchu pali się czerwone lub zielone światło. W pobliżu jest również stacja benzynowa, mocno oblegana – ciekawe dlaczego. A niedaleko – zresztą jak prawie wszystko w tym niewielkim kraju – jest centrum handlowe, w którym można spędzić trochę czasu buszując pomiędzy półkami. Kilka kilometrów dalej leży stolica Andora La Vella. Zatrzymujemy się na parkingu przy McDonaldzie, który oferuje darmowy parking na czas posiłku i chwilę wytchnienia. Jemy i idziemy na obchód niewielkiego miasta. Kręcimy się chwilę po okolicy, ale zabytków nie ma tu wiele, można natomiast zapoznać się z tutejszą architekturą. Andora to niewielki kraj, ale ile ma do zaoferowania. Zabytki może niekoniecznie bo nic szczególnego nie rzuciło nam się w oczy, ale te góry – cudne. Gdzie nie spojrzeć tam jakiś szczyt – raj dla naszych oczu. Jako, że wszędzie blisko, jedziemy trochę rozejrzeć się po górkach. Na nocleg zatrzymujemy się na campingu i podnóża gór. Camping leży przy głównej drodze – ale ruch w tym kraju z dala od granicy jest taki wielki, że nawet tego nie zauważamy. Obsługa przemiła no ta cena – ułamek tego co w Hiszpanii. Jutro może wybierzemy się na jakiś szczyt….
Następnego dnia idziemy przejść się po okolicy. W trakcie spaceru docieramy do stacji kolejki linowej, którą wjeżdżamy na pobliską górę. Widoki zapierają dech w piersiach – jest cudnie. W górach spędzamy całe kilka godzin, a po południu kierujemy się do granicy z Francją. Andora żegna nas słońcem.
Osiołek stawia kopytka to tu, to tam…. po prostu zwiedza świat. Podróżujemy małym camperkiem, jeśli tylko da się dotrzeć samochodem – trafimy tam, jeśli nie - spróbujemy na piechotę. Nasze wyprawy nie są nudne, prawie każdego dnia mamy jakąś większą lub mniejszą przygodę. Poznajemy krajobrazy, zabytki, ludzi, a potem opisujemy to na blogu okraszając szczyptą humoru…