Na szczycie fiordu - wspomnienia z wyprawy do Skandynawii
Nasza najbardziej wyczekiwana i najbardziej wymagająca, dla niektórych niemal „wyprawa życia” rozpoczęła się 1 lipca. Gotowi na przygodę rozpoczęliśmy pakowanie, 30 dni, 7 osób w jednym Volkswagenie T3 – nie było to łatwe wyzwanie. Nasz główny bagaż stanowiło „PYYYSZZNE” jedzenie, jako że Norwegia to jeden z najdroższych krajów w Europie, chcieliśmy zabrać go jak najwięcej.
Po 2 dniach podróży dojechaliśmy do Danii, miejscowości Hirtshals, skąd mieliśmy prom, który cumował w Kristiansand, jednak okazało się, że najbliższy odpływa dopiero za 6 godzin! Czas nam się jednak nie dłużył, spędziliśmy go w bardzo urokliwym miejscu, na piaszczystej plaży, wsłuchując się w szum morza
Już pierwsze zetkniecie z krajem Wikingów skradło nam serce. Urokliwe domki, mnóstwo zieleni, wąskie drogi, małe miasteczka – tak zostaliśmy przywitani. Pierwszym punktem do odwiedzenia miał być Kjeragbolten nad Lysefjordem. Zakleszczony ogromny kamień między skałami, wiszący nad przepaścią na wysokości 989m. W to niesamowite miejsce, prowadzi 2,5 godzinny szlak, dosyć wymagający, jednak wysiłek jest wynagrodzony zapierającymi dech w piersiach widokami.
Kolejnym naszym przystankiem był Preikestolen – klif na Lysefjordem na wysokości 604m. Doszliśmy tam w 1,5 godziny spacerkiem, szlak był mniej wymagający, jednak pogoda nas nie rozpieszczała – było mgliście i deszczowo. Po mimo to czuliśmy się jak w bajce, piękne, ciągnące się po horyzont fiordy pokryte mgłą, wzbudzająca respekt przepaść i błękitna woda – nie zapomniany widok!
Po tych dwóch „cudach natury” Norwegii czas nastał na Bergen - nazywane bramą do fiordów. Najważniejszą częścią miasta jest Bryygen jest to szereg hanzeatyckich budynków handlowych, które znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Tam odwiedziliśmy targ rybny jednak ceny były tak wysokie, że postanowiliśmy sami spróbować swoich sił, jako że łowienie ryb w morzu nie wymaga żadnych licencji, złowiliśmy dorodnego, 62 cm dorsza – uczta była królewska!
Nie sposób było ominąć Jostedalsbreen największego lodowca w kontynentalnej Europie. Podeszliśmy do samego jęzora lodowca. Wzbudzał on skrajne emocje – kojąco szumiąca niebieska woda fluwioglacjalna, błękitne jak smerfy czoło lodowca, a jednocześnie jego ogromne rozmiary.
Ruszyliśmy dalej na północ przejeżdżając przez krętą drogę Trolli i bardzo krótką, bo 8 km, drogę Atlantycką, widoki ciągle zachwycały i zaskakiwały, pogoda wciąż nie rozpieszczała. Tak dojechaliśmy do kolejnego miasta – Trondheim. Następnym przystankiem, miło być Bodo, skąd udaliśmy się promem na Lofoty – archipelag wysp. Po minięciu koła podbiegunowego, krajobraz stał się surowszy, coraz mniej drzew, rzadko spotykane aglomeracje i coraz chłodniej. W Bodo trafiliśmy na festiwal Wikingów i mieliśmy możliwość zobaczenia ich prawdziwych statków.
Wspaniałym zjawiskiem, z którym się zetknęliśmy w Skandynawii to białe noce. Słońce zachodziło o 23 czasami o 24, a czym dalej na północ noc stawała się szarawym dniem. Coś wspaniałego gdy rozbijając namioty o godzinie 24 nie trzeba robić tego po omacku i przy użyciu latarek, lecz bywa to zgubne, czasami zauroczeni spektakularnymi widokami za oknem, traciliśmy poczucie czasu i prowadziliśmy samochód do późnych godzin. Za kołem podbiegunowym na niebie o 3 bądź 4 godzinie widniały piękne kolory.
Nasz nocleg na kampingu, godzina 1 w nocy.
Dwie godziny później – 3 w nocy.
Noclegi w Norwegii stały się najpiękniejszymi nocami w naszym życiu i jeszcze lepszymi porankami. Prawo w tym kraju pozwala na rozbijanie namiotu w odległości 150m od prywatnych posesji, więc pełnoprawnie, mogliśmy kampować na ‘dziko’. Chodź co kilka dni stawaliśmy na kampingach, by wziąć ciepły prysznic czy uprać rzeczy. Te w Norwegii nie są aż takie drogie. Pewnego ranka po otworzeniu okna w namiocie ujrzeliśmy ten niesamowity widok – dla takich poranków warto tam pojechać!!!
Po odwiedzeniu Lofotów, naszym ostatnim i docelowym punktem na naszej trasie w Norwegii był Nordkapp! Po trzech tygodniach, pełni wrażeń jakich dał nam ten kraj, dotarliśmy do przylądka północy. Żeby wjechać za „szlaban” należy uiścić opłatę, są dwa typy biletów. Jeden droższy na 24h, upoważnia na wjazd na teren Nordkappu i wstęp do kina, ten tańszy umożliwia tam spędzenie 12h bez biletów do kina, lecz pani w budce nie proponuje tego tańszego rozwiązania, my dowiedzieliśmy się o niej w Internecie i dopiero po krótkiej rozmowie okazało się, że taka opcja istnieje. Przyjechaliśmy tam o godzinie 24 i ujrzeliśmy niesamowite, złoto-pomarańczowe zachodzące słońce, które nie chowało się za horyzont – nie mogliśmy oderwać wzroku !
Pozostał nam tydzień podróży by wrócić do domu. Nasza droga powrotna wiodła przez tajemniczą Finlandię, gdzie udało nam się spełnić marzenia z dzieciństwa. Odwiedziliśmy wioskę Świętego Mikołaja i Domek Muminków. Spotkaliśmy też renifery, które za kołem podbiegunowym często przebiegały nam drogę.
Podsumowując nasza podróż trwała ona 30 dni, w trakcie której 7 osób, kultowym VolkswagenemT3 przemierzyło ponad 9000 km. Odwiedziliśmy niesamowite miejsca, zdobyliśmy bezcenne doświadczenie i wróciliśmy bogatsi o nowe wspomnienia. Było niedowierzanie , zachwyt, ale też zwątpienia i trudności, ale WARTO BYŁO ! Zakochaliśmy się w Skandynawii całym serduszkiem, dlatego w tym roku tam wrócimy!!!
Nasz pomysł zrodził się na początku 2013 roku, marzenie spędzenia wolnego czasu poza zamkniętym hotelem, bez barier i już wcześniej określonych planów przez organizatora wycieczki. Chcemy sami określać nasze cele i możliwosci tak, aby przywieźć jak najwięcej wspomnień z każdej wyprawy. Każdy wyjazd to nowe miejsca i cele.