W Skandynawii - Dania
ORESUND - KOPEHAGA - HELSINGOR - SORO
TRASA 200 km
Kopenhaga to miasto rowerów, są ich tu i jak się jeszcze przekonamy w Danii pewnie miliony. Gdzie nie spojrzeć tam dwa kółka. Są nawet wytyczone osobne pasy dla nich. Podróż po mieście na dwóch kółkach na pewno jest łatwiejsza niż na czterech. Gdzie nie spojrzeć w prawo, w lewo czy przed siebie wszędzie rowery. Nie dziwi gdyż wiele ulic jest wyłączonych z ruchu kołowego.
Choć z drugiej strony podróż samochodem w korku też ma swoje plusy. Jeśli chodzi o możliwość zaparkowania samochodu w ścisłym centrum jest to praktycznie niewykonalne. Natomiast zakorkowane miasto pozwala na swobodne robienie zdjęć pod pozorem stania w korku.
Po Kopenhadze poruszaliśmy się na wyczucie i w oparciu jedynie o mapę (Dania miała stanowić jedynie kraj przelotowy), ale mimo wszystko nas zachwyciła. Na zwiedzenie miasta potrzeba jednak dużo, dużo czasu, gdyż jest tu naprawdę co podziwiać choćby katedrę Rosklide z grobami królów, kościół Fryderyka, który powstał na uczczenie 300 lecie panowania dynastii królewskiej.
Christianshavn na wyspie Amager poprzecinanej kanałami i ulicami ułożonymi w regularną kratkę nazywana małym Amsterdamem, czy Norrebro, miejsce z klimatem, kawiarniami, pubami. Christiansborg będący siedzibą duńskiego rządu, Parlamentu, Sądu Najwyższego, w którym mieszczą się także reprezentacyjne komnaty królewskie. Dwa pałace Amalienborg – przy placu naprzeciw kościoła Fryderyka, w którym mieszka rodzina królewska i Rosenborg dawna rezydencja podmiejska królów Danii.
Ratusz Radhuset, cytadelę Kastellet, Okrągłą Wieże, Syrenkę, muzea oraz wiele innych pięknych budynków i miejsc. Jeśli ktoś ma ochotę można także zwiedzać miasto z pokładu statku wycieczkowego.
Wzdłuż wybrzeża kierujemy się na Helsingor – miasto bliźniacze do szwedzkiego Helsingborg, które znajduje się po drugiej stronie kanału. Trasa nad wodą, ale jakoś tak płasko się zrobiło tylko morze widać. Z Helsingor odpływają promy do Szwecji.
Próbujemy znaleźć miejsce na nocleg. Podjeżdżamy pod camping, ale bez karty campingowej nie chcą nas nigdzie zameldować – pomijam astronomiczne ceny – w drogiej Norwegii było znacznie taniej. Po objechaniu północnej części wyspy i kilku próbach zniechęceni lokujemy się na noc na autostradzie.
Dzień zaczynamy od zwiedzania niewielkiej miejscowości Soro. Lubimy takie niewielkie spokojne miejsca – zupełna odmienność od wczorajszych gwarnych wielkich miast.
Podobnym miastem jest Slagelse, za którym żegnamy się z Zelandią udając się na kolejny most nad Wielkim Bełtem (płatny). Tym razem typowo północna pogoda – głównie chmury.
Zjeżdżamy z mostu i trafiamy do malowniczego miasteczka Nyborg.
W Odense – jednym z najstarszych miast duńskich sprawdzamy czujność fotoradarów. Na ścieżkach rowerowych są specjalne mierniki prędkości, bo obowiązuje tu ograniczenie do 25 km/h. A rowery mają tu przedziwne.
iddelfart - to właśnie tu odkryliśmy zegary. Tak zegary do parkowania. W wielu mniejszych i większych miejscowościach są parkingi o ograniczonym czasie parkowania np. 15min – 2h. Parkować można za darmo, ale nie wolno przekraczać tego czasu. Myśmy zaparkowali pod jednym ze sklepów typu supermarket. Owszem pisało, że maksymalny czas parkowania 2h. ok to mamy czas, żeby pozwiedzać – miasteczko niewielkie zdążymy.
Spacerujemy sobie po centrum i w pewnym momencie za szybami samochodów dostrzegamy zegarki. Chwila konsternacji i sprint pod supermarket. A tam przy naszym samochodzie, ktoś kręci się w mundurze. No to świetnie….. podchodzimy. Pan ani me ani be po angielsku, my po duńsku. Na szczęście skończyło się zegarowym prezentem, gdzie pan na migi wytłumaczył nam o co chodzi, a mogło być nie wesoło.
Na naszej trasie teraz Horsens – uniwersyteckie miasteczko – szybko mijamy i kierunek Odder, dokąd udajemy się malownicza trasą.
Po drodze domy kryte strzechą, spacer na jedno z najwyższych wzniesień w okolicy, z którego nawet morze widać. Na wysokości Odder w Saksild zatrzymujemy się na campingu na nocleg.
Po noclegu na campingu, gdzie dostaliśmy przewodnik po duńskich campingach, udajemy się do Aarhus, czyli kulturalnej stolicy Danii (w tym 300 tysięcznym mieście studiuje około 40 tysięcy osób).
Wydawać by się mogło, że w tak wielkim mieście nie znajdziemy klimatu a jednak. Główny deptak miasta prowadzący do rynku i katedry wypełniają kawiarenki i puby. Deptak przecina również kanał, po którym pływają stateczki a miasto swoim układem trochę przypomina Kopenhagę.
W Aarhus znajduje się kościół św. Klemensa – najdłuższy i najwyższy w Danii. Kościół w środku stwarza wrażenie surowego, jednak gdy lepiej się przyjrzeć ujrzymy wiele ciekawych malowideł, płaskorzeźb, fresków i innych ozdób. Klemens jest patronem żeglarzy więc i takich elementów tu nie zabraknie.
Przez Herning docieramy na zachodnie wybrzeże i wąską groblą kierujemy się na południe. Tutejsze plaże są szerokie i piaszczyste, otaczają je wydmy porośnięte trawą.
Pod wieczór żegnamy się z duńskim wybrzeżem, i na nocleg docieramy w okolice Haderslev. Przed nami jeszcze Niemcy i znów będziemy na ojczystej ziemi
Osiołek stawia kopytka to tu, to tam…. po prostu zwiedza świat. Podróżujemy małym camperkiem, jeśli tylko da się dotrzeć samochodem – trafimy tam, jeśli nie - spróbujemy na piechotę. Nasze wyprawy nie są nudne, prawie każdego dnia mamy jakąś większą lub mniejszą przygodę. Poznajemy krajobrazy, zabytki, ludzi, a potem opisujemy to na blogu okraszając szczyptą humoru…