Ameryka Samochodem cz. 7/10 - Yosemite National Park

Ameryka Samochodem cz. 7/10 - Yosemite National Park – główne zdjęcie

Mammooth Lakes zaskoczyło nas bardzo, zwłaszcza jak po upalnym klimacie Death Valley , paniusie w klapuniach musiały przedostać się  przy temperaturze 0 stopni w deszczu ze sniegiem pod drzwi naszego pokoju. Nie byliśmy totalnie przygotowani na taką  gwałtowną zmianę pogody…

Wstaliśmy o 10:00, bo na dziś mieliśmy zaplanowaną trasę jedynie 150 mil do przejechania , więc luzik. Nie śpiesząc się poszliśmy na śniadanko na prawdziwe amerykańską kuchnię . Rozglądając się wkoło nie trudno było zauważyć ludzi poubieranych w kombinezony i buty narciarskie , pomykających z deskami snowboardowymi i nartami. Nie trudno było się zorientować  że jesteśmy w kurorcie narciarskim. Jakież było nasze zaskoczenie jak w recepcji motelu Kuba poprosił o raport pogodowy – a tu prawdziwa zimaJ Okazało się ,że wiele dróg jest zamkniętych i nie ma szans na przejazd. Wyznaczona przez nas droga od października do czerwca jest zamknięta (jedyny wjazd do Yosemite od strony wschodniej , przełęcz na wysokości 10 000 stóp) – więc trochę byśmy musieli poczekać. Szybko przeplanowaliśmy trasę i aby dostać się do kolejnego celu – Yosemite, musieliśmy objechać całe pasmo  górskie Sierra Nevada  - jedyne 500 mil…

Czyli jednym słowem cały dzień drogi. Wyjechaliśmy z miasteczka w deszczu, zostawiając  pasma górskie we mgle . Zdążyliśmy ujechać ok. 30 mil i pojawiło się przepiękne jezioro, pogoda też się poprawiła, choć wiało jak diabli. Jakież było moje zdziwienie jak chwyciłam za aparat aby uwiecznić te super widoki a tu niespodzianka… baterie zostały w motelu. Nie dane nam było opuścić Mammoths Lakes więc wróciliśmy z powrotem do uroczego kurortu. Na szczęście baterie były na miejscu i się jeszcze ładowały.

Mammoths opuściliśmy definitywnie o godz.13!!!!!!! Gmurcia chwyciła za kierownicę i pomknęła tak prawie przez 300 mil bez przerwy na siku (7 godzin), w swojej nowej wysokiej klasy czapeczce za 20 dołków i obciachowych okularach z Vegas. Po drodze zaliczyliśmy tylko 3 tankowania, małe zakupy i przejechaliśmy chyba przez wszystkie pory roku. Jechaliśmy i jechaliśmy, aż się ściemniło i nastąpiła zmiana driverów.

Kuba dorwał się do kółka w odpowiednim momencie, bo zaczęły się zajebiste serpentyny, normalnie jak na karuzeliJ Żałowaliśmy , że księżyc tak słabo doświetla te strome zbocza, bo widoki byłyby pewnie nieziemskie. Przed północą dotarliśmy na miejsce do Oakhurst  - motelu Americas Best Value Inn. Pokój wypasiony ale lodówki nie było , co chłopaków bardzo zmartwiło…

Coraz trudniej jest nam wstać  o 9-tej… Kiedy to było – po przyjeździe do „juesej” budziliśmy się tuż po 6-tej, chwilę potem śniadanie i od 9-tej byliśmy już w trasie… Cóż, zmęczenie materiału powoli daje znać o sobie. Teraz budzimy się do życia w okolicach 9-tej, a w drodze jesteśmy dopiero po 11-tej… planujemy wrócić do poprzedniego reżimu (czyt.: przestawimy się – już niebawem – na życie nocne, wszak San Francisco wzywa.
Niniejszym dziękujemy licznej brygadzie wspierającej z kraju, Agacie i Wojtkowi bardzo dziękujemy za wszystkie wskazówki i praktyczne porady, których nam udzielili i które w trasie okazują się bezcenne. Już teraz zapraszamy Was na pyszną kolację w amerykańskim stylu (czyt.: zamówimy coś z fast fooda!!!) i pokaz slajdów – 6500 zdjęć – oczywiście jedynie z pierwszych czterech dni.
Yosemite National Park chyba okazał się najmniej zaskakującym z dotychczasowych parków, aczkolwiek z mojego punktu widzenia (JAKŻE SUBIEKTYWNEGO!) – wspaniały. O honornej ścianie wspinaczy EL CAPITAN dotąd jedynie czytałem. Dzisiaj sam robiłem JEJ (jemu?!) zdjęcia. Podobnież z gigantyczną Half Dome. Wcześniej zahaczyliśmy o Mariposa Grove – mieliśmy przedsmak tego, co czeka nas zapewne w Sequoia National Park – czyli w dużym skrócie – gigantycznych drzew

Yosemite to oprócz wspaniałych ścian wspinaczkowych i niezliczonych możliwości hikingowych  - także siedziba gigantycznych wodospadów Upper i Lower Yosemite Falls!

Zapraszam do przeczytania kolejnej części o Sequoia National Park

Ameryka Samochodem cz. 7/10 - Yosemite National Park – zdjęcie 1
Ameryka Samochodem cz. 7/10 - Yosemite National Park – zdjęcie 2
Ameryka Samochodem cz. 7/10 - Yosemite National Park – zdjęcie 3
Ameryka Samochodem cz. 7/10 - Yosemite National Park – zdjęcie 4
kuba
kuba

Przejechałem Amerykę samochodem i chętnie Wam o tym opowiadam!

Czytaj także

ANDORA  2009 – zdjęcie 1
Relacje z podróży
ANDORA 2009
Mamy do wyboru drogę wzdłuż hiszpańskiego wybrzeża – czyli kolejne plażowanie na dość zatłoczonych w tej okolicy plażach, lub no właśnie lub, przejazd przez Andorę. Długo się nie zastanawiamy bo wybrzeże już trochę znamy, a w Andorze nigdy nie byliśmy no i pogoda dziś niezbyt na plażowanie. Wręcz pochmurnie i burzowo, a Andora poza przyrodą i górami kusi dodatkowo cenami paliwa, campingów no i innych produktów. Tak głęboko w głąb Hiszpanii jeszcze się nie zapuszczaliśmy – a i pogoda w górach jakby lepsza. Tak to zdecydowane był dobry pomysł.   Z wjazdem do Andory od strony Hiszpanii nie było problemów – rzucili okiem na paszporty o nic nie pytali. Za granicą rzuca się w oczy środkowy pas drogi, który przeznaczony jest do ruchu w dwie strony – w zależności od natężenia ruchu pali się czerwone lub zielone światło. W pobliżu jest również stacja benzynowa, mocno oblegana – ciekawe dlaczego. A niedaleko – zresztą jak prawie wszystko w tym niewielkim kraju – jest centrum handlowe, w którym można spędzić trochę czasu buszując pomiędzy półkami. Kilka kilometrów dalej leży stolica Andora La Vella. Zatrzymujemy się na parkingu przy McDonaldzie, który oferuje darmowy parking na czas posiłku i chwilę wytchnienia. Jemy i idziemy na obchód niewielkiego miasta. Kręcimy się chwilę po okolicy, ale zabytków nie ma tu wiele, można natomiast zapoznać się z tutejszą architekturą.   Andora to niewielki kraj, ale ile ma do zaoferowania. Zabytki może niekoniecznie bo nic szczególnego nie rzuciło nam się w oczy, ale te góry – cudne. Gdzie nie spojrzeć tam jakiś szczyt – raj dla naszych oczu. Jako, że wszędzie blisko, jedziemy trochę rozejrzeć się po górkach. Na nocleg zatrzymujemy się na campingu i podnóża gór. Camping leży przy głównej drodze – ale ruch w tym kraju z dala od granicy jest taki wielki, że nawet tego nie zauważamy. Obsługa przemiła no ta cena – ułamek tego co w Hiszpanii. Jutro może wybierzemy się na jakiś szczyt….