POMYSŁ NA WEEKEND - Beskid Niski
GRYBÓW - ROPA - KWIATON - SMEREKOWIEC - GŁADYSZÓW - PRZEŁĘCZ MAŁASTOWSKA - BARTNE - FOLUSZ - JASŁO
TRASA 200 km
Zimową porą camperować też się da. Trochę gór jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Jako, że w Bieszczady kawałek drogi jest, na nocleg zatrzymujemy się w Mszanie Dolnej na parkingu za Urzędem Gminy pod kościołem, skąd z samego rana ruszamy na wschód. Już przed Nowym Sączem możemy podziwiać panoramę Tatr – widoczność całkiem niezła, świeci tak zwany „las palmas” :)
Jako takie zwiedzanie zaczynamy tym razem od Grybowa, co prawda na rynku parking zatłoczony, ale po zjechaniu z górki tuż za kościołem po lewej, jest inny gdzie udaje nam się zaparkować. Spacer po okolicy, zajrzenie do kościoła na rynku i w dalszą drogę.
Ropa to nie tylko rodzaj paliwka, ale również niewielka miejscowość z dwoma kościołami – starym przy drodze, i nowym na niewielkim pagórku obok którego jest spory parking. Wracając do drogi zaglądamy jeszcze do starego dworku – restauracji.
Cerkiew w Kwiatoniu w zimowej krasie prezentuje się cudnie. (parking)
Do Skwirtnego nie zajrzeliśmy, ale za to wylądowaliśmy pod kościołem w Smerekowcu.
Cerkiew w Gładyszowie, jest trochę oddalona od głównej drogi, ale trzeba tam koniecznie zajrzeć (parking) Prowadzi do niej droga wśród szpaleru drzew.
Cerkwie, cerkwie – a może by tak trochę gór liznąć? No to zaczynamy wspinaczkę na przełęcz Małastowską. Wysoka nie jest (koło 600m), ale zima zaczyna dawać się we znaki, szczególnie na zakrętach. Zostawiamy auto przy drodze, rzucamy okiem na pobliski cmentarz z czasów wojny...
.... i to co tygryski lubią najbardziej – idziemy w góry. Może nie jakieś wielkie, (200 m podejścia), ale zawsze :) Tu wyraźnie widać, że zima w pełni. Droga zaśnieżona, lekko pod górkę. Po chwili szlak odbija w bok, lecz można iść dalej drogą i po 700 m metrach skręcić w prawo (zakaz wjazdu). My podeszliśmy jeszcze trochę dalej drogą, ale jako, że nic nie było widać to się wróciliśmy (następnym razem z rowerem).
Wędrówka jest łagodna, śnieg skrzypi pod nogami, czasem mijają nas „inteligentni” narciarze, którzy nie potrafią rozróżnić nartostrady i wąskiej ścieżki na szlaku… Zdobywamy szczyt – szukamy widoków i wracamy w dół – tym razem prosto, szlakiem na przełęcz.
Zjeżdżamy w dół – z góry jeszcze pstryk na cerkiew w Pętnej, a przed Ropnicą skręt do Bartnego – jak mówią wsi na końcu świata. Faktycznie kawałek drogi do niej jest, tylko, że w większości zwinęli asfalt :( co niestety mocno daje się we znaki głośnym „tup tup tup” po dziurach w błocie … (gorszą drogę to chyba do Mucznego ostatnio spotkaliśmy). Następnym razem trafimy tu rowerem lub pieszo – bo warto.
Do Folusza (skąd można wyruszyć do Rezerwatu Kornuty lub na Magurę) zajrzeliśmy tylko na chwilę – drogi okazały się być jednym wielkim lodowiskiem, gdy tymczasem 2 km dalej – w kierunku na Jasło mieliśmy czystą czarną drogę bez grama śniegu.
Jasło, a właściwie jego rynek, jakoś średnio przypadło nam do gustu, stąd też dość szybko obraliśmy jedyny słuszny tego dnia kierunek – okolice Krosna, gdzie byliśmy umówieni na kawę :)
Osiołek stawia kopytka to tu, to tam…. po prostu zwiedza świat. Podróżujemy małym camperkiem, jeśli tylko da się dotrzeć samochodem – trafimy tam, jeśli nie - spróbujemy na piechotę. Nasze wyprawy nie są nudne, prawie każdego dnia mamy jakąś większą lub mniejszą przygodę. Poznajemy krajobrazy, zabytki, ludzi, a potem opisujemy to na blogu okraszając szczyptą humoru…